Forum Yagudinish Threads Strona Główna Yagudinish Threads
Alexei Yagudin & Stuff
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Avatar
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 0:42, 22 Cze 2011    Temat postu:

Dla porządku systematyzuję daty. Daria rozmawiała z Santino wieczorem po treningu i tego samego wieczoru poszła do ojca. Również tego samego wieczoru Alexei zwolnił Sonny'ego i Lucy. Teraz mamy następny dzień. Barbara poszła do Yagudina (który pije od rana) z plikiem dokumentów, a cała reszta odbywa w tym czasie telekonferencję. Czy dobrze to ogarniam?

Aha i z tym, że "wszyscy gadają o prywatnej sprawie Daszy", to moim zdaniem przesada. Myślę, że poza bezpośrednio zainteresowanymi nikt nie wie o co chodzi, chyba, że Alexei ogłosił to z megafonów. Lucy wciąż obowiązuje tajemnica, a Sonny też nie powinien o tym rozpowiadać na prawo i lewo. To, o czym wszyscy wiedzą to to, że Yagudin wpadł w furię i zwolnił Sonny'ego i Lucy, nie powinni wiedzieć o co dokładnie poszło. Wtajemniczenie Toma i Walentyny jestem w stanie uznać za uzasadnione, Chris i Sinead nie muszą nic wiedzieć, a cała reszta wręcz nie powinna.


_213_

- Wal... - odezwała się po dłuższej chwili Sinead - ...żadne z nas tak naprawdę nie chce stąd odchodzić.
- Mamy nadzieję, że jeżeli cała kadra postawi Alexeiowi ultimatum i będziemy w tym konsekwentni, to pan prezes pojmie, że przesadza i Sonny będzie mógł zostać. - wyjaśniła sprawę Lucy
- Powiedział przecież wczoraj wieczorem, że z samego rana poleci zabić Nikitę, tymczasem dochodzi południe, a on wciąż tego nie zrobił. - zauważyła Sinead - To pozwala żywić nadzieję, że jednak wszyscy to przeżyjemy.
Słysząc te słowa Tom i Chris nie byli w stanie powstrzymać śmiechu. Walentyna zakrztusiła się sake.
- No dobra... wiem, że to nie wasza wina... - westchnęła - Jak Alexei wytrzeźwieje, co pewnie nieprędko nastąpi, zadzwonię do niego i spróbuję go przekonać, że zachowuje się jak debil. Tom, - tu zwróciła się do lekarza - ty jako trzeci prezes powinieneś zrobić to samo.
- Oczywiście, że to zrobię. - zapewnił Tom
- A może wasze ultimatum rzeczywiście poskutkuje. - zakończyła Wal, starając się zabrzmieć możliwie jak najbardziej optymistycznie.

~

Amanda, Ethan, Mary i Carrie, siedzieli w bufecie przy jednym stoliku. Przy sąsiednim Ether dotrzymywała towarzystwa Gerardowi i Julienowi. Wszyscy jedli śniadanie i co jakiś czas, któreś z nich niepewnie zerkało na Daszę, która bez entuzjazmu rozgrzebywała widelcem jajecznicę o kilka stolików dalej.
- Co jej jest? - Zapytał Julien, a Ether wzruszyła ramionami i po francusku odparła, że nie wie.
- Wczoraj jej ojciec o coś się wkurzył i zwolnił jej trenera. - szepnął Gerard
- Naszą ciotkę też zwolnił. - mruknęła Amanda odwracając się w stronę Francuza
- Ciekawe dlaczego... - zamyślił się znowu Julien
- Myślicie, że nam powie? - zastanowiła się na głos Carrie
- Nie przypuszczam. - rzekł Ethan
W tym momencie Dasza nagle zerwała się z miejsca i wybiegła z bufetu jak oparzona. Chwilę później siedząc w swoim pokoju szlochała w słuchawkę:
- Mamo, proszę cię przyjedź, bo ja tu sama oszaleję! Tata zwolnił Santino i panią Lucy i nie wiem co teraz będzie, a to wszystko moja wina... - wyszlochała, a gdy Tatiana zapytała ją co się stało, Daria wszystko jej opowiedziała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 13:58, 22 Cze 2011    Temat postu:

Zgadzam się, że kadra może się obejść bez szczegółów na temat Daszy i Nikity, ale jeśli ktoś usłyszał chociaż tą część historii, że Plushenko coś wie właśnie na temat właśnie ich związku i że z tego wynikł cały ten bałagan (jak np Barbara), to postawienie kroku od ''Dasza ma 16 lat i chłopaka, którego jej ojciec nie lubił'' do tego, że chodziło o seks, nie jest już zarezerwowane dla jasnowidzów... w sensie to, że część osób się domyśli też musimy brać pod uwagę (oprócz tej części o niby-aborcji itd.)


Coś innego mnie zastanawia. Kiedy, Gerard mówi Julienowi, że Yags zwolnił trenera Daszy (=SONNY'EGO), wydawało mi się, że jego reakcją powinno być bardziej to, że sam zadzwoni wypłakać się do swojej lub cudzej matki... On w to nie wierzy na razie, czy nie ruszyło go to?

Anyway...




__214__
Francuskojęzyczna grupa łyżwiarzy opuściła stołówkę, żeby udać się na rozgrzewkę. Nagle Julien stanął jak wryty, zatrzymując również Ether i Gerarda. Spojrzeli zaciekawieni. Po drugiej stronie lobby, Barbara Szerewiczowa spotkała Briana Jouberta, zamienili kilka słów, po czym Francuz pokiwał głową i uśmiechnął się na pożegnanie.
-Ty, od kiedy oni są przyjaciółmi? - zapytał ze złośliwym uśmiechem syn Preauberta, odprowadzając choreografkę wzrokiem.
-Nie wiem, - mruknął Julien - ale wcale mi się to nie podoba...


Barbara stanęła w drzwiach pokoju kadry, gdzie atmosfera przypominała odliczanie do Armageddonu. Trenerzy podnieśli na nią wyczekujące spojrzenia.
-Ech, czas do pracy... - westchnęła, opierając się o framugę.
-Co powiedział? - nie wytrzymała Lara.
-Jesteśmy wszyscy na dwutygodniowym okresie wypowiedzenia - zgasiła nadzieje tych, którzy myśleli, że Yags od razu zamacha białą flagą - Ale w ciągu tych dwóch tygodni sporo się może wydarzyć...
-Sądzisz, że on naprawdę woli zostać bez ani jednego pracownika? - zapytała Sinead.
-Może po prostu potrzebuje więcej czasu, żeby zrozumieć, że popełnia błąd... - zasugerowała Lucy.
-Na czym się skończyła wasza rozmowa? - dopytywał się Paweł.
-Skończyła się na tym, że mnie wyrzucił z pokoju, bo musiał odebrać telefon. Ale był to telefon od Tatiany Iwanowny i z tego, co zrozumiałam, podsłuchując pod drzwiami, pani prezesowej możemy spodziewać się lada godzina... - uśmiechnęła się.
-To bardzo dobre wieści - zgodzili się trenerzy. Nikt nie potrafił tak przemówić do rozsądku Alexei'owi, jak jego własna żona.
-Póki co prowadzimy treningi, wszystko jest w normie, nie siejemy paniki i prostujemy wszystkie plotki...
Pokiwali głowami, wstając, żeby udać się na zajęcia. Pierwszy bez słowa wyszedł Sonny, który przez cały czas siedział w kącie, nie biorąc udziału w dyskusjach. Barbara obejrzała się za nim i wymieniła z Pawłem bardzo zmartwione spojrzenia. Potem podeszła do Sinead.
-Powiedziałam już rano Brianowi, że najprawdopodobniej będziemy mogli poprosić Tatianę Yagudinę, żeby dołączyła do naszego spotkania w sprawie Ether i Gerarda, więc przełożymy je na później, jak zobaczy chociaż jeden ich trening.
-W porządku. Chociaż sądzę, że powinniśmy się spotkać jak najszybciej. Chociaż teraz i tak nie ma co decydować o ich losie, skoro nie wiemy do końca, co będzie z nami...
-Bądź dobrej myśli - uśmiechnęła się - Ja idę się rozgrzać, wziąć łyżwy i widzimy się na tafli.


-Czy sądzisz, że powinniśmy zamienić tą kombinację z lutzem na kombinację z axlem? - zapytał Brian stojącego obok Santino.
-Nie - odparł - Myślę, że lutz jest u niego pewniejszy, axlowy najazd zburzy konstrukcję w otwarciu tego programu, a w punktacji nie zmieni to wiele.
-Racja - pokiwał głową - Więc... czy to prawda?
Sonny przełknął.
-Wolałbym, żebyśmy o tym nie rozmawiali.
-W razie czego w Poitiers jesteś zawsze mile widziany - powiedział. Sonny zacisnął zęby. Miał dosyć tego, że wszyscy snuli jego plany na przyszłość.
-Dziękuję - powiedział tylko z uprzejmości, patrząc na zegarek i przywołał Juliena do bandy - Jak kolano?
-Dobrze... - odparł solista, gapiąc się, jak po drugiej stronie tafli Gerard kręcił prosty piruet parowy z Barbarą, której skończyły się sposoby tłumaczenia tego elementu.


W momencie, w którym Brian odebrał telefon od kogoś, kto prawdopodobnie był jego byłą lub obecną żoną, Barbara znalazła się po drugiej stronie tafli przy Julienie i Sonnym.
-Najwyższy czas, żebyś mi pokazał listę utworów, które wybrałeś - powiedziała stanowczo. Julien zawahał się.
-Nie mogę nic wybrać... - przyznał. Barbara posłała mu ponure spojrzenie.
-W takim razie zapytam twojego ojca - odparła.
-Nie! - krzyknął Joubert przerażony taką możliwością - Po prostu chodzi o to, że wszystko, co mi się podoba już było! - żalił się, pokazując jej listę. Safri Duo, Hans Zimmer, George Gershwin, Alan Menken, Andrew Lloyd Webber...
-Niezły miks, chłopcze - skomentowała.
-Ale ja coś wybiorę, coś wymyślę. Tylko niech go pani w to nie miesza...
-Teraz to już ja coś wymyślę - powiedziała - Ale przyznasz: to, że nie potrafisz wykonać najprostszego polecenia, nie wróży dobrze naszej przyszłej współpracy?
-Wcale nie! - zaprotestował - Po prostu wolę się podporządkować temu, co pani wybierze. Ufam pani ekspertyzie w tym zakresie. To chyba dobry znak, nie? - wybór leksyki sprawił, że trudno było brać jego słowa na poważnie. Ale Santino go poparł:
-W końcu w Tatianą Tarasową też podobno mogli tylko pracować tylko ci, którzy pozwalali jej dokonywać wszystkich wyborów, nie? - uśmiechnął się. Wywróciła oczami.
-Spędzacie stanowczo za dużo czasu z Pawłem Żarskim - mruknęła i wróciła do treningu pary sportowej.
''A ty stanowczo za mało'' - pomyślał Sonny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Śro 14:32, 22 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 20:59, 22 Cze 2011    Temat postu:

Dobra, może trochę przesadziłam z tym, że "wszyscy wiedzą o Daszy" Razz. Z innej beczki: Walentyna jakoś wyjątkowow spokojnie zakończyła ta rozmowę jak na znerwicowaną kobietę, ja bym dodała więcej dramatyzmu Razz. Ale nic, załóżmy, że ma okres i dopadają ją wahania nastrojów xD.
Mogę mieć małą sugestię do muzyki? :3 Niekoniecznie Juliena, może być ktoś inny... Mianowicie, co powiecie na Hisaishiego?

__215__
Walentyna siedziała w Shinkansenie tępo wbijając wzrok w szybko zmieniający się obraz za oknem, na którym nie można było skupić uwagi.
- Nie wiedziałam, że zostałaś powołana na świadka - rzekła do siedzącej obok Mame-san teraz ubrana "po cywilnemu".
- Teoretycznie jako gejsza nie powinnam wykraczać poza kompetencje geiko, a to, co dotyczy klientów nie powinno opuszczać murów Gion Kobu, ale jeśli mogę pomóc, to nie mogę siedzieć bezczynnie.
- Dziękuję.
- Martwisz się rozprawą? - spytała widząc minę pani prezes.
- Rozprawą, ośrodkiem... Sama już nie wiem, czym bardziej - westchnęła Wal.
- Będzie dobrze.
~
- Wal, jesteś wreszcie! - Tom przytulił ją mocno, gdy tylko ujrzał ją na dworcu, ale po chwili trochę się opanował i odchrzaknął. - Chris jest w hotelu, odwala papierkową robtę przed procesem - wyjaśnił.
- To Mame-san, nasza dawna znajoma geiko, tzn. znajoma moja i Yujiego. - przedstawiła drobną Japonkę o klasycznych rysach twarzy. Mame-san podała Tomowi rękę po europejsku i przedstawiła się nienagannym angielskim.
- Wezmę wasze bagaże - zaproponował i poprowadził obiema rękami dwie ogromne walizki do taksówki przed dworcem tokijskim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 21:28, 22 Cze 2011    Temat postu:

Piscess napisał:
Coś innego mnie zastanawia. Kiedy, Gerard mówi Julienowi, że Yags zwolnił trenera Daszy (=SONNY'EGO), wydawało mi się, że jego reakcją powinno być bardziej to, że sam zadzwoni wypłakać się do swojej lub cudzej matki... On w to nie wierzy na razie, czy nie ruszyło go to?


To, że Julien nie wybiegł zaraz po usłyszeniu tej informacji, żeby się komuś wyżalić, nie znaczy wcale, że w ogóle tego nie zrobił. Po pierwsze trudno mu w coś takiego uwierzyć, a po drugie może nie chcieć robić scen pt: "nagle wybiegam głęboko nieszczęśliwy z powodu tego co się stało." Może faktycznie zareagował zbyt spokojnie, ale to nie znaczy, że się nie przejmuje... Jeżeli macie jakieś sugestie co do tego jak tutaj dodać dramatyzmu (w kwestii wypowiedzi Walentyny również) to jestem otwarta na propozycje.

Następną część dodam prawdopodobnie dopiero w piątek... mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 0:08, 23 Cze 2011    Temat postu:

Co do mistrza Hisaishiego to jest on na honorowym miejscu na liście programów, które Barbara ułożyła we Władywostoku (tak, jest taka lista Razz ), ale może się jeszcze pojawi Cool Nad muzyką Juliena myślałam jakiś czas, ale w końcu wybrałam coś o francuskim tytule, żeby nie było Wink


Co do samego Juliena to możemy uznać, że skoro jest zaprawionym w boju prowokatorem, to mógł dać tym razem popis opanowania. Albo minął się wcześniej z Sonnym na korytarzu, który mu powiedział "do zobaczenia na treningu'' więc wie, że nie ma co histeryzować Wink w sensie, wytłumaczeń jest dużo, tylko mnie tak to uderzyło za pierwszym razem...


Co do piątku, to i tak tempo było podejrzane ostatnio Wink w takim razie do piątku...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 22:37, 24 Cze 2011    Temat postu:

_216_

Lucy siedziała w swoim pokoju i porządkowała notatki. Zastanawiała się jak wiele informacji i w jakiej formie powinna zostawić swojemu ewentualnemu następcy, gdyby jednak Yagudin nie zmienił zdania i wypowiedzenie, które jej wręczył musiała potraktować poważnie. Prawdę powiedziawszy niewiele jej przyszło z tego zastanawiania się. Nigdy dotąd, za wyjątkiem przypadku nieszczęsnego Stephana Lambiela, nie musiała zostawiać podopiecznych w samym środku rozpoczętej i dobrze rokującej współpracy. Nie miała pojęcia czy ktoś pojawi się na jej miejsce, czy Yagudin da sobie spokój z psychologią w ogóle... W związku z tym nie wiedziała również jak się zachować. Te niewesołe rozmyślania przerwało jej pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała
Do pokoju weszła Daria.
- Nie przeszkadzam? - zapytała cicho
- Nie, skądże. Usiądź sobie - zaprosiła ją Lucy starając się uśmiechnąć
Dasza usiadła na krześle i po dłuższej chwili milczenia powiedziała:
- Głupio mi, że tak to wszystko wyszło.
- Mnie też jest głupio. - powiedziała pani psycholog
- Chcę, żeby pani wiedziała, że rozmowy z panią dużo mi dały.
- Cieszę się. - Lucy znów się uśmiechnęła
- Nie chcę, żeby pani odchodziła... - mówiła dalej Daria - i mam nadzieję, że nie będzie pani musiała tego robić. Przyszłam powiedzieć pani to wszystko tak na wszelki wypadek.
- Rozumiem. Ja też chciałam ci coś powiedzieć. Nie czuj się winna, dobrze? Poczucie winy w tej sytuacji niczego nie zmieni, a ty będziesz się czuła gorzej.
- To nie jest takie proste... - westchnęła Daria
- A czyja powiedziałam, że jest?

~

- Sonny... - Julien zawołał go z drugiego końca korytarza
- Tak?
- Ja chciałem ci tylko powiedzieć, że gdybyś przyjął propozycję mojego ojca... to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. - wyznał młody Joubert, a Santino ton jego głosu wydał się bardzo podejrzany.
- Cóż, - odparł - moja tendencja do uszczęśliwiania innych jest znacząca i przypuszczam, że nieuleczalna, ale musisz wiedzieć, że jest kilka osób, które mógłbym uszczęśliwić nie przyjmując propozycji twojego ojca - tu pomyślał o Lubej, jak gdyby chciał samego siebie przekonać, że wcale Juliena nie okłamuje - Dlatego będę musiał sobie to wszystko dokładnie przemyśleć zanim cokolwiek zdecyduję.
- Oczywiście. - rzekł tylko Francuz i uśmiechnął się
Na widok tego uśmiechu Sonny'emu zrobiło się niedobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Sob 9:35, 25 Cze 2011    Temat postu:

_217_

Dasza beznamiętnie gapiła się w ekran swojego laptopa. Przeglądała (nieliczne póki co) strony, gdzie ślady zostawiała grupka jej fanów, bo to zwykle poprawiało jej humor. Teraz czuła znudzenie. Na rosyjskim forum, w sekcji juniorów, ktoś przepisał notatkę prasową o ośrodku w Archangielsku, sygnalizując, że zmieniła trenerów. Oprócz Sonny'ego. Ktoś wkleił jego zdjęcie z czasów, gdy specjalista był jeszcze ''srebrnym chłopcem'' USA. Czytała dalej. Kilka wpisów świętujących to wydarzenie. ''Daria i Santino tworzą taką słodką parę!''. Rzędy serduszek, linijki wykrzykników. Szesnastolatka uśmiechnęła się do siebie. Kolejny post wywołał dyskusję:
''Gdyby oni się w sobie zakochali, to by była najbardziej freudowska rzecz od czasów, gdy Times ''omyłkowo'' zmienił imię naszego obecnego prezydenta na Władimir...''
Autor tłumaczy się ze swojej wypowiedzi, porównując Santino do Alexei'a Yagudina: Obydwaj uznani mistrzostwie łyżwiarstwa, których los brutalnie okradł z kariery w dwudziestym trzecim roku życia. Obydwaj przeszli przez wiele cierpienia i obydwaj są po części tytanowi...
Dalej były dwa zdjęcia z ZIO, 2002 i 2026 roku...
Na czarnym kostiumie Sonny'ego z Dublina, tak samo prorocka zapowiedź medalu i symbol dobrany do podkładu muzycznego - ale tym razem nie złota maska, a srebrna głowa wilka. ''The Witcher'' był filmem tak popularnym wtedy w USA, że nikt tego wyboru nie odczytywał jako manifestacji polskości. Kilka lat po igrzyskach, pod jednym z nagrań tego programu dowolnego ktoś, kto musiał znać książkę, przepisał przepowiednię Ioli z ''Głosu rozsądku'', która - niestety - sprawdziła się bardziej dla Sonny'ego niż dla samego Białego Wilka: ''Krew, krew, krew... Kości jak białe połamane patyczki...''

~

W tym samym czasie kadra pośpiesznie zebrała się w konferencyjnej na rozkaz pana prezesa, który słowo ''natychmiast'' powtórzył w ciągu ostatnich pięciu minut niezliczoną ilość razy. Być może zależało mu, żeby rozprawić się z nimi przed przyjazdem żony. Barbara skrzywiła się, widząc, że szklanka z wódką wciąż stała w zasięgu ręki.
-Więc tak... - zaczął, gdy wszyscy weszli, chociaż nikt nie zamierzał siadać. Przybrali nieco bojowe pozycje - Dostałem rano wasze rezygnacje - pokazał im papiery, a następnie je podarł - Nie odchodźcie - powiedział krótko.
-Alexei'u Konstantinowiczu, jeśli z ośrodka odejdą Lucy i Santino, my też odejdziemy - wyjaśnił spokojnie Paweł.
-Lucy i Santino zostają również - odparł - Tatiana ma rację, Tom i Walentyna mnie i tak przegłosują w tej sprawie, Chris Barfield nie będzie musiał nawet sięgać do kruczków prawa spółek, bo pani prezes sama ma więcej udziałów niż ja... Pewnie jeszcze da wam podwyżkę, czy coś - machnął w stronę tych, których sam wczoraj zwolnił.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Barbara znów zerknęła na szklankę wódki, zastanawiając się, która to z kolei.
-Większość z was już pewnie wie, że to całe zamieszanie zaczęło się od tego, co przytrafiło się w Petersburgu mojej córce. Nikt, kto ma na uwadze jej dobro, nie powinien był dopuścić, żeby coś takiego w ogóle miało miejsce - Santino przełknął, ale słuchał dalej - dlatego sądzę, że najlepiej będzie, jeśli Daria przeniesie się trenować do Moskwy, gdzie jest jej miejsce. Znalezienie jej miejsca w którejkolwiek z grup i przeprowadzka nie powinno zająć dłużej niż tydzień. Możecie teraz wrócić do zajęć. I jeśli pozwolicie, pójdę przywitać się z własną żoną.
To powiedziawszy, zostawił osłupiałych pracowników w sali. Santino wyglądał jak duch. Nikt nie odważył się niczego powiedzieć...



___
kiedy Alexei mówi ''Tatiana ma rację'' to nie chodziło mi o to, że to ona jest autorką tego pomysłu z Moskwą, tylko że przez telefon powiedziała mu, że to co robi jest nie tylko bez sensu ale również niewykonalne, jeśli Tom i Wal są przeciw. Więc on to przyjął do wiadomości i właśnie obmyślił nową strategię... Jeśli miałyście inne pomysły, to się nie upieram Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 9:57, 25 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Sob 19:25, 25 Cze 2011    Temat postu:

Jak dla mnie jest bomba Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 13:25, 26 Cze 2011    Temat postu:

Na dziś - ROZPRAWA! Bęęęędzie dłuuuugieee... Wink


__218__
Walentyna starała się składać swoje zeznania tak spokojnie, jak tylko było ją na to stać. Chris siedział obok i niezauważalnie potakiwał, jakby dając jej do zrozumienia, że tak własnie powinno być. Kanako, która już swoje zeznania złożyła, zgrzytała zębami i obgryzała swoje wymalowane na krwistoczerwony kolor długie szpony. Ponieważ zeznania niczym nie różniły się od tych, jakie zostały złożone do tej nie dając rozstrzygnięcia sporu, zaczął się festowal świadków. Luba, która przyleciała do Tokio dosłownie w ostatniej chwili siedziała na miejscu dla fotoreporterów, bo obowiązkowo rozprawa była absolutnie jawna.
- Proszę na świadka Kentaro Yamamichi - rzekł sędzia, a na salę wszedł niski, łysiejący i lekko zdenerwowany Japończyk. Ponownie potwierdził wcześniejsze zeznanie, że posiadał testament Yujiego, ale został on skradziony.
- W tym miejscu proszę o powołanie świadka Kathy Woods, którą doprowadzono z aresztu - poprosił Chris wstając.
- Świadek Kathy Woods proszona na salę!
Przed Wysokim Sądem stanęła zmaltretowana kobieta, która kiedyś była psycholożką. Jej pewność siebie już dawno zniknęła tak jak jej perfekcyjnie wymodelowana fryzura ustąpiła miejsca kołtunowi. Spod mankietów szarego uniformu zwisały łańcuchy kajdanek. Policjant stanął tuż obok.
- Jest pani oskarżona w sprawie włamania do biura pana Yamamichi, kradzieży dokumentów w tym oryginalnej kopii testamentu Yujiego Nakamury za co została pani skazana w odrębnym postępowaniu karnym. Jest pani także oskarżona za handel informacjami będącymi tajemnicą zawodową i wyłudzanie ich pod fałszywym nazwiskiem, oraz posługiwanie się tymże fałszywym nazwiskiem - Chris nie miał litości w wymienianiu przewinień Kathy. - Jak ustalono we wspomnianym zakończonym postepowaniu karnym w sprawie włamania i kradzieży zakończonym wyrokiem skazującycm, działała pani na zlecenie siedzącej tutaj Kanako Yabe. Czy może pani coś powiedzieć na ten temat, co mogłoby rzucić światło na obecną rozprawę?
- SPRZECIW!! - krzyknął adwokat Kanako, której oczy wychodziły z orbit ze złości, ale sama wyjątkowo się nie odzywała. Dziennikarze wystrzelili obiektywy w jej stronę. - W rozprawie, o której pan mówi nie udowodniono bezpośredniego związku między kradzieżą dokonaną przez panią Woods a moją klientką!
- Czyżby? Z jej zeznań wynika, że działała na zlecenie - Chris zamachał arkuszem papieru zawierajacym zapis tamtego zeznania.
- To tylko zeznanie kryminalistki! Dowodów nie ma! Poza tym to jest zeznanie wstepne, które potem wycofała!
- Kryminalistki?! - krzyknęła Kathy przerywając dyskusję adwokatów. - Pieprz się gnoju!
- Kara porządkowa - rzekł sędzia. - Podtrzymuję pytanie.
- Walcie się wszyscy! A za tą "kryminalistkę", to niech wszyscy wiedzą, że mi zapłąciłeś, żebym wycofała zeznanie obciążające Kanako w tamtej sprawie! - odpowiedziałą Kathy.
Kanako i jej adwokat nieco zbledli.
- Czy są jeszcze jakieś pytania? Nie? Dziękuję. W takim razie proszę na salę świadka Mame-san, geiko z Gion - na salę weszła đlicyna Japonka ubrana w kimono, ale bey makijażu. - Co pani wie w tej sprawie?
- Niestety niewiele. Nie powinnam łamać tajemnic dotyczących prywatności mojego klienta, którym był Yuji Nakamura, jednak skoro zostałam do tego zobowiązana, odpowiem na wszelkie pytania - rzekła spokojnie.
- Od jak dawna Yuji Nakamura był pani klientem.
- Od 10 lat. Był moim danna od początku mojej kariery - odpowiedziała Mame-san zgodnie z prawdą.
- Czyli gdy panią poznał, to był jeszcze w zwiazku z moją klientką, prawda? Skoro był pani danna, to znaczy, że sypiał z panią?
Mame-san przełknęła. Takie pytanie do gejszy było największym nietaktem, a nawet obelgą.
- Miał prawo do mizuage... - odpowiedziała starajać się nie odpowiadać wprost.
- A czy z niego skorzystał? - adwokat był nieugięty. Geiko nie odpowiedziała, a sąd oddalił pytanie uznajac je za "niewłaściwe".
- Ta dziwka doiła Yujiego tak samo, jak tamta - odezwała się Kanako wskazujać najpierw na Mame-san, a potem na Walentynę. - Zresztą obie na pewno są w zmowie! Yuji nie traciłby pieniędzy na gejsze i dziwki, był mój!
- Upomnienie za słownictwo - westchnął sędzia. - Czy są jeszcze jakieś pytania?
- Owszem - rzekł Chris. - Ale najpierw pragnę naprostrować pewien fakt, że geiko nie są, jak to pani Kanako określiła, "dziwkami", tylko osobami zajmujacymi się sztuką i z tego, co wiem, nie służą tylko mężczyznom. Moja klientka owszem jest zaprzyjaźniona z Mame-san, znajac wartość tak utalentowanych osób, o czym pan mecenas powinien wiedzieć, skoro jest Japończykiem - skwitował powodując brzydki grymas na twarzy adwokata Kanako. - Przechodząc do pytania... Czy może pani powiedzieć, jak wyglądały stosunki rodzinne między panem Yujim, a panią Kanako? Czy w ogóle zjawiali się u pani razem?
- Kanako była w naszym ochaya zaledwie 2 razy, za każdym razem wszczynając awantury. Z tego co wiem, zabraniała Yujiemu przyjazdów do Kioto i spotykania się z gejszami, mimo, że sama mogła z tego korzystać. Nie zabawiamy klientów tak, jak prostytutki, nie jesteśmy nimi. Jesteśmy ludźmi sztuki - wyjaśniła Mame-san. - Zupełnie inaczej było, gdy poznałam panią Walentynę. Była zupełnie inna i gdy tylko czas pozwalał państwu Nakamura przybywać do Kioto, chętnie do nas przyjeżdżali. I nie robiła scen zazdrości tylko dlatego, że pan Yuji w pewien sposób spęłnił obowiązek dotyczący mizuage.
- A co może pani powiedzieć o rozwodzie? - kontynuował Chris.
- Pan Yuji zaczął chorować jeszcze gdy byli małżeństwem. Wiem, że nie powinnam w ten sposób mówić, ale myślę, że to małżeństwo miało na niego destrukcyjny wpływ. Na szczęście poznał panią Walentynę... Z tego co wiem, planował uczynić ją jedyną spadkobierczynią.
- Kłamstwo! Zebrały się dwie dziwki do kupy! - Kanako była coraz bardziej wzburzona.
- Kara porządkowa! - rzekł sędzia i po upewnieniu się, że nie ma więcej pytań zawołał doktora Loranty'ego.
- Z zeznań mecenasa Yamamichi wynika, że był pan świadkiem sporządzania testamentu pana Yujiego Nakamury - rzekł Chris bardzo oficjalnie.
- To prawda, potwierdzam, że byłem świadkiem tego wydarzenia i potwierdzam, że testament wyznaczał Walentynę jako jedyną spadkobierczynię całego majątku pana Yujiego, wraz z budującym się wówczas ośrodkiem w Archangielsku.
- A czy to prawda, że pani Walentyna sypia z panem w celu pozyskania korzystnych dla niej zeznań? - wypaliła Kanako.
- Mogę nawet przyznać pod przysięgą, że z Walentyną nie łączą mnie żadne relacje seksualne, jesteśmy tylko przyjaciółmi - przyznał to, co Walentyna wtłaczała mu do głowy od dawna. Mimo, że go to bolało, przynajmniej teraz w duchu przyzawał jej rację. - Dodam, że mam ze sobą kopię testamentu, gdyż każdy ze świadków dostał własną ze wszystkimi podpisami osób obecnych podczas jego sporządzania.
Tom wyciągnął nieco zmięty już arkusz papieru i podał go sędziemu. Walentyna uniosła głowę wyżej, nawet nie wiedziała, że Tom posiadał taki dokument.
- Dowód dopuszczony - odrzekł przyglądając się wnikliwie dokumentowi. - Czy są jeszcze jakieś pytania? Jesli nie to na salę proszę Daisuke Takahashi.
- Potwierdzam, że byłem świadkiem podczas porządzania testamentu i jedyną spadkobierczynią całego majatku Yujiego była Walentyna - rzekł, powtarzając to samo, co Tom. - A tutaj moja kopia testamentu z oryginalnymi podpisami.
Mecenas Yamamichi niemal się wzruszył widząc pozostałych świadków testamentu, którzy wręcz uratowali jego honor. Walentyna po raz pierwszy na rozprawie wymieniła uśmiechy z Chrisem, a Luba po cichu szeptała "yes, yes, yes!".
- To wszystko w tej sprawie, jakie są stanowiska końcowe stron?
- Jak wiadomo do potwierdzenia stuprocentowej autentyczności testamentu potrzebni są trzej świadkowie, którym mamy - tu Chris w mowie końcowej wskazał na Toma, Daisuke i pana Yamamichi. - Ale mamy tylko dwie kopie testamentu. Jednak sam fakt ich sporzadzenia doskonale świadczy o przewidywalności pana Yujiego, który w ciągu kilku burzliwych lat ze swoją pierwszą żoną zdołął poznać ją na tyle dobrze, aby zrobić wszystko, by moja klientka nie musiała przechodzić takich rozpraw jak ta. Co prawda pani Yabe mimo wszystko wytoczyła ciężkie działa, jednak nawet zlecona kradzieć, co myślę zostanie jej udowodnione nie zdołały zniszczyć pozostałych kopii. Może pani Yabe nawet o nich nie wiedziała. Zeznania wszystkich świadków potwierdzają, że pani Kanako nie ma podstaw do roszczenia sobie praw do spadku po panu Yujim, dlatego wnoszę o oddalenie jej powództwa w całości.
Sędzia co prawda zachowywał kamienną twarz, ale wszyscy zebrani byli pewni, że sprawa jest wygrana.
- To wszystko kłamstwa! - krzykneła Kanako ubiegajac własnego adwokata w mowie końcowej. - Wszyscy są w zmowie! Ta dziwka na pewno wszystkich zerżnęła, żeby sfałszowali dla niej te kopie testamentu! To oszustwo!
- Spokój! - krzyknął sędzia.
- Nie oddam majątku Yujiego tej kurwie! Jeśli ja go nie dostanę, to nikt nie dostanie! A jeśli ona zdechnie, to jedyną żyjącą osobą związaną z Yujim będę ja!!! I wszystko będzie moje!!! - wrzasnąła w szale i wybiegła na środek sali rzucajac się w stronę Walentyny z nożem. Ułamek sekundy i kilkadziesiat osób rzuconych się w jedno miejsce później odciągnięto rozhisteryzowaną Japonkę do aresztu. Tylko na podłodze zdeptanej przez cały sztab ludzi leżał zakrwawiony nóż...


*chodzi o to, co się mówi psychologowi, nie wiem, czy tak to się nazywa ^^;


Jakby co: chcę dokończyć ten wątek w swojej kolejnej cześci, więc możecie pisać o tym co się dzieje w ośrodku Smile.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Valka dnia Nie 17:07, 26 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 16:27, 26 Cze 2011    Temat postu:

Gabi, tajemnica obowiązująca psychologa nazywana jest po prostu tajemnicą zawodową, a przynajmniej ja z innym określeniem się nie spotkałam Smile Nie jest to tajemnica lekarska, bo psycholog, w przeciwieństwie do psychiatry, lekarzem nie jest.

_219_

- Kochanie - Tatiana starała się przemawiać do męża jak najspokojniej - wiem, że byłoby cudownie, gdyby Dasza mogła mieszkać i trenować w domu, w Moskwie, ale myślę, że ta decyzja powinna należeć do niej.
- Ona już podjęła kilka decyzji i wszystkie począwszy od spotykania się z tym psychopatą, na sypianiu z nim skończywszy, były naprawdę głupie! - grzmiał Yagudin powtarzając po raz kolejny te same argumenty - Dopóki jest niepełnoletnia, wszystkie decyzje będę podejmował ja!
- Rozumiem, że ja już nie mam nic do powiedzenia...
- Oczywiście, że masz, ale nie wyobrażam sobie, żebyś w tej sprawie miała inne zdanie niż ja.
- A jednak. Jest coś, co przerasta twoją wyobraźnię...
- Tańka, ja nie zostawię jej tutaj z tymi wszystkimi ludźmi, którzy ją zawiedli! Jeżeli nie mogę ich zwolnić, to moim obowiązkiem jest odseparowanie od nich Darii.
- Lyosha, czy ty siebie w ogóle słyszysz? Kto niby zawiódł naszą córkę? Sonny? Człowiek, na którego mogła liczyć zawsze? Człowiek, który potrafi dochować tajemnicy, i któremu mogła się zwierzyć, kiedy nas przy niej nie było? Jeżeli ktokolwiek jest winien temu co sił stało, to tylko i wyłącznie ja.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- O tym, że moja córka staje się kobietą, a mnie przy niej nie ma. Nigdy nie miałyśmy czasu, ani okazji by poważnie porozmawiać na "te" tematy. Dasza od początku była z tym wszystkim sama. W Petersburgu jedyną dorosłą kobietą, z którą miała dobry kontakt była twoja matka, ale z babcią się przecież o seksie nie rozmawia. Od tego między innymi jest matka. I to ja zawiodłam. Nie Sonny. I na pewno nie Lucy, która poznała i Darię i Nikitę dopiero tutaj.
- To ona mnie przekonała, żebym mu pozwolił tu przyjechać! - zagrzmiał znów Alexei
- I co z tego? Wiedziała o nim tyle ile powiedziała jej Daria. Czyli same dobre rzeczy. Chłopak nigdy nie był diagnozowany psychiatrycznie, a to, że ma chorego psychicznie ojca jeszcze nic nie znaczy. Tylko tyle, że Nikita wiele w życiu przeszedł. Dopiero na miejscu okazało się, że on potrzebuje nieco innej pomocy niż ta, którą chciano mu dać. Ale nikt nie mógł o tym wiedzieć wcześniej. Zrozum to wreszcie.
- Nawet ty jesteś przeciwko mnie?
- Nie jestem przeciwko tobie. Jestem przeciwko twoim niesprawiedliwym wyrokom. Przemyśl to sobie. - to mówiąc Tatiana wyszła z pokoju zostawiając go samego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 17:08, 26 Cze 2011    Temat postu:

Poprawiłam Smile.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 18:37, 26 Cze 2011    Temat postu:

_220_

-Poprosiłam cię o listę utworów po to, żeby się przekonać, jakie klimaty ci generalnie leżą, bo jak ustaliliśmy z twoim ojcem, ostateczną wersję i tak miałam wybrać sama. Oczywiście na tej liście znajduje się dokładnie każdy możliwy klimat i pomysł - Julien posmutniał, albo udał, że posmutniał - Co nie oznacza, że niczego się nie dowiedziałam - uśmiechnęła się, włączając muzykę*.
-To będzie mój nowy short? - zapytał Julien.
-Tak - odparła krótko - Myślę, że dla ciebie bardzo ważne jest odnieść się do czegoś, dlatego inspirujesz się tym, co już było. Więc ja cię umieszczę w kontekście... Masz tu nawiązanie do Francji, bo Cirque du Soleil wszystkim kojarzy się francusko...
-Ale to są Kanadyjczycy - zauważył.
-Chcesz robić pompki? - pogroziła mu - Mówię, że się kojarzy. Muzykę z ich spektakli miał wplecioną w short, wierz lub nie, Antoine Lorraine - odkaszlnęła, bo osobiście uważała, że każdy kto ma trzy różne utwory w dwuminutowym programie potrzebuje egzorcysty - mistrz olimpijski.
-Nienawidzę go - mruknął Julien. Chociaż tak naprawdę nigdy nawet nie spotkał reprezentanta Monako.
-Tak myślałam, w końcu to on ukradł Sonny'emu jego złoto w Dublinie... Tak czy siak jest tu i mistrzowska pieczątka. Poza tym cyrk w ogóle jest odniesieniem do pierwszego programu Yagudina, jaki ułożyła mu Tarasowa. Chociaż nie musisz być przebrany za cyrkowca, ani nie będziemy uprawiać pantomimy. Zostawiam ci w miarę wolną drogę interpretacji. No i jeszcze jedno: tempo. Masz kondycję terminatora, żal nie zrobić z niej użytku... - uśmiechnęła się jakoś trochę złowieszczo.
-Okej... - Julien nie wiedział jeszcze do końca, co o tym wszystkim myśli.
-Cieszę się, że się zgadzasz. Weź sobie ten utwór i przesłuchaj tak... dobre kilkanaście razy i widzimy się jutro na choreografii. Pytania?
Na salę wszedł Santino. Julien natychmiast rozpromienił się na jego widok.
-Barbaro Władimirowno, musimy porozmawiać.
-Już idę - odpowiedziała, poważniejąc. Mina Sonny'ego nie wróżyła nic dobrego.
-Sonny, patrz, to będzie mój nowy program! - powiedział Julien.
-Świetnie - rzucił i znowu zwrócił się do Barbary - To pilne.
-Ale my jeszcze nie skończyliśmy... - zaprotestował Francuz. Jego reakcji zupełnie nie przewidział.
-Posłuchaj ty rozpuszczony, egocentryczny, żałosny... - tyle zdążył wycedzić, zanim Barbara przywołała go do porządku.
-Sonny! - położyła mu rękę na ramieniu. Popatrzył jej w oczy. Jej stanowcze spojrzenie znał bardzo dobrze z czasów, gdy była jego trenerką. Po kilku sekundach rozluźnił zaciśnięte pięści. Skinęła głową, żeby wyszedł. Usłuchał, nie oglądając się za siebie.
-O ósmej rano na lodzie. Dziesięć pompek za każdą minutę spóźnienia - mrugnęła i zostawiła Juliena, który wciąż był w mocnym szoku, samego. Na korytarzu podbiegła do Sonny'ego.
-Co się stało? - zapytała przejęta nie na żarty. Razem doszli do znów zatłoczonego pokoju kadry.
-Walentyna... jest w szpitalu - powiedział drżącym głosem. Barbara rozejrzała się dookoła. Wszyscy już wiedzieli - Luba nic nie wiedziała o jej stanie jeszcze, ale... została zaatakowana nożem w sądzie... straciła dużo krwi...
Barbara zakryła usta dłońmi. Myślała przez chwilę.
-Tom - powiedziała - Tom z nią jest. On jest... cudotwórcą. Na pewno ją uratuje. Na pewno... - wyszeptała i dodała po chwili: - Czy Yagudin już wie?
-Nie, - odparła Lucy - rozmawiali z Tatianą i nikt im nie przeszkadzał na razie.
-Trzeba im powiedzieć - powiedział Sonny. Popatrzyli po sobie. Nie było ochotnika.

~

-Mamooo... - chlipała Dasza, wtulając się w Tatianę - tata nie rozumie... ja... ja go kocham...
-Wiem, kochanie. Wiem. Ale Nikita jest chory, potrzebuje pomocy i dlatego doktor Green...
-Nie...- przerwała jej Dasza - Mi chodziło o Sonny'ego! Nie możecie nas rozdzielić... - jęknęła i znowu się rozpłakała. Tatiana miała szczerą nadzieję, że jej córka nie myśli w tym momencie całkowicie trzeźwo...



__
* http://www.youtube.com/watch?v=YHU0OjVhvPA


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Nie 18:38, 26 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 20:43, 26 Cze 2011    Temat postu:

__221__
Tom jako jedyny obcokrajowiec wyjatkowow został dopuszczony do Walentyny. Daisuke blady jak szpitalne ściany uwijał się tuż obok niego, robiąc za tłumacza, co przychodziło mu z trudem, bo wciąż sam był w szoku. Jednak na sali operacyjnej nie mógł już być, mimo to Tom radził sobie doskonale. Japońscy lekarze z podziwem patrzyli na jego umiejętności chirurgiczne. Zręcznie, ale też bardzo delikatnie starał się zatamować silny krwotok z rany i doprowadzić rozerwane tkanki do stanu umożliwiajacego założenie skutecznego opatrunku. Starał się nie patrzeć na siną twarz Walentyny. Na szczęście nóż nie uszkodził żadnych narządów wewnętrznych, ale trafił w tętnicę powodując rozległy krwotok.
- Ciśnienie spada! - krzyknął anestozjolog.
- Krwi! - zażądał Tom.
- To ostatnia porcja tej grupy - rzekła z rozpaczą jedna z obecnych lekarek patrząc na prawie pusty woreczek z napisem B Rh+.
Pot spływał mu po czole jak z kranu. Spojrzał na Walentynę i położył jej dłoń na czole.
- Podłączaj mnie - powiedział bez namysłu podwijając rękaw.
- Ale panie doktorze, krew musi być najpierw przebadana i reguły mówią... - zaczął jakiś Japończyk.
- Mam w nosie wasze reguły! Główną regułą jest ratowanie życia, chcecie ją tu zabić?! - krzyknął i kazał natychmiast przynoisić sprzęt do pobierania krwi, którą natychmiast trzeba było przetaczać Walentynie. - Moja krew jest dobra, w końcu jestem lekarzem! I mam tą samą grupę.
~
- I jak? - spytał Chris, gdy Tom wyszedł z bloku operacyjnego.
- Brakowało krwi, wiec oddałem jej swoją... Ale nie wiem, czy to wystarczy... - odpowiedział fioletowymi ustami i oparł się o ścianę. Ledwo trzymał się na nogach.
- Chodź, jeszcze by tego brakowało, żebyś ty nam fiknął - rzekł Chris
- Będzie dobrze... Będzie dobrze - powtarzała Luba.
- Najbliższe godziny zdecydują... Chcę być z nią - powiedział stanowczo pan doktor.
- Daj spokój, nic już nie zrobisz, a nie możesz tutaj przebywac w takim stanie! - Chris starał się zapanować nad emocjami.
- Chcę być z nią - powtórzył Tom i osunął się na podłogę.



Nie wiem, czy to nie brzmi jak medical fiction, ale trudno Razz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 12:15, 28 Cze 2011    Temat postu:

_222_

Następnego ranka Daria nie zjawiła się na treningu. Według grafika pół lodowiska należało o tej porze do Juliena i Barbary, a drugie pół do Darii i Sonny'ego, ale było już prawie kwadrans po ósmej, a ona nie przychodziła. Sonny obserwował z boku jak Julien się rozgrzewa w rytm muzyki z Cirque du Soleil. Joubert senior krążył za bandą i nie trudno było zgadnąć, że pomysł Barbary go nie zachwycił. Nie komentował jednak niczego, jedynie bacznie się wszystkiemu przyglądał. Kiedy wskazówki zegara wskazały godzinę 8:20, Santino podszedł do Barbary i zapytał:
- Masz może pojęcie, gdzie w tej chwili znajduje się Dasza?
- Właśnie miałam cię pytać dlaczego sterczysz tam sam. - odparła, zerkając na niego przelotnie
- Czyli nie wiesz... - mruknął ponuro
- Może się źle czuje? Pójdź do niej i sprawdź.
- Tak zrobię. - to mówiąc oddalił się
Pięć minut później pukał do drzwi pokoju Darii. Otworzyła dopiero po jakimś czasie. Najwyraźniej dopiero wstała, bo miała na sobie piżamę i była potargana. Oczy miała podkrążone i czerwone od płaczu.
- Przepraszam cię Sonny, ale nie mam dziś w ogóle nastroju do treningu... - powiedziała na powitanie
- Mogłaś powiedzieć, że źle się czujesz. Nie czekałbym na ciebie na lodowisku tyle czasu.
- Przepraszam... - powtórzyła - Wejdź na chwilę... chyba musimy porozmawiać.
- Na pewno musimy. - powiedział i wszedł do środka
Takiego bałaganu, jaki ukazał się jego oczom, Sonny nie widział od dawna nawet we własnym pokoju.
- Co tu się stało? - zapytał
- Zaczęłam się pakować. - wyjaśniła - Ale zmieniłam zdanie. Potem przyszedł tu tata i powiedział mi, że za dwa dni wyjeżdżamy do Moskwy, że rozmawiał już wstępnie z Ilią Klimkinem i Marią Butyrską, którzy, cytuję "z radością przyjmą mnie pod swoje skrzydła". Więc znowu zaczęłam się pakować, bo mi kazał. A potem znów zmieniłam zdanie...
- A twoja mama? Co ona na to?
- Uważa, że sama powinnam zdecydować... ale tata nie chce żebym "znów podjęła jakąś kretyńską, nieodpowiedzialną decyzję."
Milczeli przez dłuższą chwilę, a potem Daria powiedziała:
- Sonny... ja chcę, żebyś wiedział, że ja nie chcę mieć innego trenera. Tylko ciebie.
- Ilia i Maria są znakomitymi specjalistami i na pewno dobrze cię przygotują.
- Nie wątpię. Ale ja chcę ciebie. - Sonny nie wiedział czy to tylko złudzenie, ale dość szczególny ton jej głosu sugerował, że dziewczynie nie chodzi wyłącznie o to, że che go jako trenera...
Nagle, nie wiedział nawet kiedy Dasza znalazła się bardzo blisko niego. Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, a potem dziewczyna mocno się do niego przytuliła, choć Sonny dałby sobie głowę uciąć, że chciała go pocałować. Delikatnie odsunął ją od siebie i mówiąc, że "wszystko będzie dobrze" po prostu wyszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Śro 14:10, 29 Cze 2011    Temat postu:

__223__


Lucy zajrzała na lodowisko. Gdy przed chwilą, idąc korytarzem, usłyszała oddalający się warkot silnika motocykla, domyśliła się, że Daria nie może mieć w tym momencie treningu. Najwidoczniej dużo czasu miało jeszcze upłynąć, zanim życie w ośrodku powróci do normalności. Istniała też szansa, że nie powróci nigdy...
-Jeux d'enfants - mruknął zamiast powitania Brian, gdy się zbliżyła. Z założonymi rękami i tradycyjnym już spojrzeniem Władcy Ciemności przyglądał się temu, co działo się na tafli.
-Dziecięce zabawy - powtórzyła - to tytuł tego utworu, prawda?
Nie odpowiedział. Najwyraźniej był to również komentarz do metod Barbary. Choreograf markowała na boku dla siebie jakieś fragmenty kroczków, a Julien stał na środku, patrzył na nią z dziwnie uniesionymi rękami. Jego twarz wyrażała skonfundowanie. Szerewiczowa podniosła na niego wzrok.
-Okej jeszcze raz... - zaśmiała się zupełnie szczerze, zbliżając się - Znajdź taki rytm - wyjaśniła ponownie, poczekała na muzykę i klasnęła dwa razy. Drugi i trzeci akcent w ostatniej trójce frazy - To jak z samurajami: nie myśl za dużo. Słuchaj...
Po chwili uniesione ręce Juliena klasnęły dwa razy.
-Bardzo dobrze - uśmiechnęła się.
-To nie takie trudne - machnął ręką, rozluźniając się.
-W takim razie przejdźmy do trudniejszych rzeczy...

~

Musiało minąć kilka godzin. Ale zabrali mu zegarek. A jak zabrali, to już pewnie nie oddadzą. Dopiero upływający czas, a z nim trochę absurdalna obawa, że pozostanie tu na zawsze, uświadomiły mu, że sprawy naprawdę zaszły za daleko. Więc układał w głowie rozmaite usprawiedliwienia. A może w ogóle zostanie zwolniony drugi raz w tym tygodniu...
Znowu usłyszał te same zbliżające się głosy. Próbował rozszyfrować rosyjskie słowa. Uderzenie pałki policyjnej o kraty celi sprawiły, że zerwał się na równe nogi. Oficer powiedział coś do niego z bardzo dziwnym uśmiechem. Drugi po chwili wprowadził do aresztu Barbarę Władimirownę. Obejmował ją, prowadził za rękę, śmiali się. Sonny nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Dobrze już, dobrze, panie sierżancie. Otwórz no te kraty, to nie zoo - zaszczebiotała.
-Czasem trzymamy tu... bardzo groźne stworzenia - odparł.
-On nie jest groźny, może mi pan zaufać!
-Ufam, ufam, oczywiście... Chodź, chłopcze - powiedział, otwierając celę.
Następnie Rosjanie dziękowali sobie nawzajem przez dziesięć minut. Ale w końcu Barbara i Santino znaleźli się na policyjnym parkingu przy jego motocyklu. I nawet zegarek mu oddali.
-Dzięki... - powiedział, spuszczając wzrok. Santino bez wahania swój jeden telefon wykonał właśnie do niej i nie żałował.
-Sonny, czy ty oszalałeś? Awanturowanie się z policjantami? Ty nawet nie znasz tak dobrze języka! - o tym, ile razy przekroczył dozwoloną prędkość nie musiała wspominać.
-Wybacz...
-Wiem, że coś musiało się stać. Chodzi o Lubą?
-Nie... Po prostu doszedłem do tego, że może będzie lepiej dla Daszy, jeśli jednak wróci do Moskwy...
-Co?!
-Boli mnie to, ale... dla niej tak będzie lepiej.
-Dlaczego? Co się stało? - odwrócił wzrok, nie odpowiedział - To na razie i tak nie ma znaczenia, bo Yagudin zgodził się wreszcie nie podejmować żadnych decyzji, dopóki Walentyna nie wróci z Japonii...
Znowu nastała chwila ciszy.
-Oddam ci wszystko. Kaucję, mandat...
-Nie musisz - odparła - Dogadaliśmy się - dodała z uśmiechem.
-Dziękuję - objął ją, zaśmiała się, przypominając sobie pana sierżanta. Nagle Santino odsunął się od niej gwałtownie.
-Czy ty... ty... z nimi piłaś? - wydukał, gapiąc się na nią.
-Ja... - zawahała się. Ale on już wiedział. - Trochę... - popatrzyła na niego błagalnie - Musiałam...
-Musiałaś?! W życiu bym cię o to nie poprosił! Przecież nie stałem przed plutonem egzekucyjnym! Dlaczego?! Barbaro Władimirowno! Dlaczego?...
-Przecież nic się nie stało...
-Właśnie! Wiesz, co to znaczy? - zawołał. Zbladła.
-To nic nie znaczy!
-Ty nie jesteś...
-Nie! Sonny! Nie wyciągaj takich wniosków i nikomu, nikomu o tym nie mów! Myślę, że w ogóle to, co się dzisiaj stało... nie powinno dotrzeć do nikogo z ośrodka...


______
Generalnie pojawia się pytanie, czy ona naprawdę jest alkoholiczką, skoro wódka z policjantami nie skończyła się jakoś tragicznie Wink wątek pozostaje otwarty, ale w obliczu tego, co się generalnie dzieje w Japonii i głowie Yagsa, jest mocno poboczny... w ogóle sorry, że ta część za wiele tam nie wnosi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Śro 18:13, 29 Cze 2011    Temat postu:

__224__
- CO?! - wrzasnął Tom, gdy pan Yamamichi pełniący dziś funkcję jego tłumacza w konwersacji między nim, a ślicznym i słodkim, ale też dość ograniczonym w poruszaniu swą inteligencją personelem szpitala powtórzył:
- Pani Nakamura wypisała się na własne życzenie - rozłożył bezradnie ręce lekko się pocąc (mimo, że Japończycy ponoć się nie pocą).
- Ja ją zamorrrduję, jak słowo daję! - odgrażał się doktor Loranty wychodząc ze szpitala.
- Lekarz prowadzący mówił, że jej życiu nic nie zagraża i... i... - pan Yamamichi posiadajacy kolejną cechę nietypową dla Japończyków, czyli dość znaczny mięsień piwny ledwo nadążał za Tomem klucząc między samochodami na parkingu szpitala.
- JA jestem jej jedynym, głównym lekarzem prowadzącym i to MNIE powinna słuchać, i powinna w tym momencie leżeć w łóżku i leczyć ranę! Minęło dopiero dwa dni, w każdej chwili może się otworzyć! - Tom stanął nagle na środku tak, że mecenas omal nie rozpłaszczył sobie twarzy na jego plecach. - A jeśli znów dostanie krwotoku?! W szpitalu nie mają już krwi! - wymachiwał rękami ze zdenerwowania omal nie łamiąc mecenasowi nosa.
- Więc znajdźmy ją i sprawmy, aby podporządkowała się woli szanownego pana doktora - wysapał pan Yamamichi.
- Dokładnie tak zrobimy!
~
- Wal, gdzieś ty była, oszlałaś?! - przywitał ją, gdy tylko pojawiła się w hotelu.
- Tom, nie gorączkkuj się tak.
- Powinnaś jeszcze leżeć! W każdej chwili możesz się wykrwawić! - złapał ją za ramiona.
- Daj spokój... Musiałam... podziękować Daisuke - rzekła nie patrząc mu w oczy.
- Co...?
- Pan Yamamichi mówił mi, że to Daisuke, gdy tylko wyczytał o porażce na pierwszej rozprawie zadzwonił do niego i przypomniał o kopiach testamentu ratując tyłek mój, twój, nasz i pana Yamamichi przy okazji - wyjaśniła. - Może Daisuke to zimny drań, ale pokazał, że można na niego liczyć...
- I byłaś "podziękować" mu za jego wspaniałomyślność...
- Tom...
- Jasne... Rozumiem... - rzekł. Miał strzelić płomienne kazanie przypominające jej, jak Daisuke potraktował ją wcześniej, a także powiedzieć jej, że kopie miał również on sam i bez żadnego przypominania miał ją zabrać, o pomocy i poświęceniu własnej kariery na sali operacyjnej nie wspominając, ale postanowił się nie licytować. Daisuke to Daisuke, a on był "tylko" przyjacielem Tomem.
- Tom! - zawołała, gdy odwrócił się i wyszedł mrucząc tylko, żeby jak najwiecej odpoczywała i nie wychodziłą więcej z hotelu aż do wyjazdu.
~
- Chyba kupię sobie tępą katanę, tą z tych dla turystw i się tu rytualnie pochlastam - oznajmił Tom rozmawiając z Barbarą przez skype. Choreografka zauważyła kilka puszek piwa Asahi w zasięgu kamerki.
- Tom, nie pij już - rzekła z troską.
- Żyje w epoce Yujiego, albo dopieszcza się u Daisuke! - rozpaczał przed laptopem. - Nigdy z nią nie będę. Nigdy nie dowie się, ile dla mnie znaczy... I ze gdyby nie personel japoński, to nie zawahałbym się oddać całej swojej krwi... Nigdy z nią nie będę - jęknął i zaczął szlochać przed błękitnym ekranem w pustym, ciemnym pokoju hotelowym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 17:09, 07 Lip 2011    Temat postu:

Ja tylko mówię, że im dłuższe są te przerwy, tym dłuższe będą potem moje części Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pią 1:35, 08 Lip 2011    Temat postu:

Sorry, ale nie mam jakoś ostatnio weny

_225_

Lucy siedziała na trybunach i obserwowała trening swojego synka, kiedy obok niej zjawiła się Sinead.
- Jak tam? - zapytała siadając na sąsiednim krzesełku
- W porządku. - odparła pani psycholog - Ale jestem strasznie zmęczona tym całym zamieszaniem.
- Nie dziwię się ani trochę. - westchnęła jej szwagierka
- Jak tam Mandy i Ethan? Dawno nie widziałam żadnego z ich treningów.
- Taniec dowolny mają już ułożony. Obowiązkowe na ten sezon to walc angielski i rumba*, czyli akurat te, które mają całkiem nieźle opanowane. Ale mamy problem z tańcem oryginalnym...
- Jaki?
- Muzyczny. Dzieciaki nie mogą się zdecydować jaki chcą podkład.
- Nie możesz im czegoś narzucić? - zapytała Lucy zerkając na nią przelotnie
- Mogę, ale nie chcę. - mruknęła Sinead - Sądzę, że to by się im nie spodobało.
- Rozumiem.
- Lucy...
- Tak?
- Jestem w ciąży
Lucy potrzebowała minuty na przetrawienie tego komunikatu, a potem objęła szwagierkę i mocno ją przytuliła.
- Myślałam, że ty już nie możesz... że po tych wszystkich komplikacjach, które były przy porodzie Amandy już więcej nie zajdziesz w ciążę. - powiedziała
- Ja też tak myślałam. - odparła Sinead - Widać lekarze się mylili.
- Co na to Chris? - zapytała Lucy
- Jeszcze mu nie powiedziałam. Dowie się jak wróci z Japonii. - westchnęła Sinead
- Nie wyglądasz na szczęśliwą...
- Bo nie wiem czy powinnam się cieszyć... Boję się, że mając pięćdziesiąt lat jestem już za stara na dzieci... że po problemach z Mandy nie donoszę tej ciąży. - powiedziała Sinead i rozpłakała się.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnęła Lucy i jeszcze mocniej ją przytuliła

~

- Mamo, ja nie chcę stąd wyjeżdżać. - powiedziała Daria po raz nie wiadomo który
- Powiedz to ojcu. - odparła Tatiana zmęczonym głosem
- Mówiłam mu przecież, ale on mnie nie słucha!
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała Tatiana, a do pokoju wszedł Sonny
- Pani Tatiano, - zaczął - przyszedłem podziękować pani za wstawiennictwo
- To nic takiego...
- Myli się pani, to bardzo wiele. - wszedł jej w słowo - Chciałem pani podziękować i powiedzieć, że moim zdaniem Daria powinna mieszkać i trenować w Moskwie.
- Co?!?!? - oburzyła się Dasza - Nawet ty jesteś przeciwko mnie? - zapytała z wyrzutem
- Nie jestem przeciwko tobie. - rzekł spokojnie Santino - Uważam jednak, że potrzebujesz rodziny. Nie powinnaś mieszkać z dala od swoich najbliższych. - wyjaśnił
Tatiana odchrząknęła i rzekła:
- Dziękuję za twoją opinię. Wierz mi, że też bym chciała mieć córkę przy sobie.
Dasza zerkała to na jedno to na drugie z narastającą wściekłością.
- Wiedziałam! - krzyknęła - Wiedziałam, że nikogo nie będzie tutaj obchodziło co ja myślę! - To powiedziawszy wyszła trzaskając drzwiami.
____
* Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale ostatnie zmiany w regulaminach i połączenie tańca obowiązkowego z oryginalnym w jeden taniec krótki dotyczy wyłącznie seniorów. Amanda i Ethan są jeszcze juniorami, więc dla nich wszystko jest po staremu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Pią 9:02, 08 Lip 2011    Temat postu:

Tak mi się wydaje, że jeśli chodzi o regulaminowe sprawy, to możemy wymyślać, co chcemy. W końcu 20 lat robi swoje, może nawet zmieniła się ekipa rządząca ISU Cool


__226__

-Cześć, masz chwilę? - zaczął Sonny.
-Jasne, siadaj - Paweł podniósł wzrok znad uzupełnionego przez Larę dziennika zajęć juniorów.
-Bo mówiłeś, że do grupy C1 dołączył mistrz... czegośtam i że chcesz, żebym popracował z nim nad skokami...
-Mistrz młodzików w naszym okręgu. On często skacze większość potrójnych, więc ja go więcej nie nauczę...
-Poza tym, że uważam, że to nieprawda, - zaznaczył Sonny - to chciałem nawet się tym zająć, ale teraz nie wiem... - Paweł spokojnie czekał, aż rodak dokończy to zdanie - Ech, mam wrażenie, że wszystko się wali... Czy to ma sens? Zaczynać coś teraz, jak jutro może tu nikogo z nas nie być? - jęknął i wmieszał dłonie w jasne włosy.
-Już jutro? - zainteresował się Paweł - Słuchaj, decyzję w sprawie Yurija zostawiam tobie, nie musisz się od razu decydować, może być... pojutrze... - zasugerował i spojrzał na niego z troską - Ale myślę, że nie powinieneś myśleć tak fatalistycznie. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak trudny musiał być dla ciebie ten tydzień, ale mimo wszystko... - powiedział łagodnie.
-Ostatnio naprawdę jest... strasznie. Wcześniej myślałem, że proces Walentyny jest zagrożeniem dla funkcjonowania tego ośrodka, ale dopiero teraz czuję, że to wszystko naprawdę może się zawalić... Nie wiadomo, kto jedzie, kto zostaje, ani kiedy to się wszystko rozstrzygnie. Popsuły się moje relacje z Yagudinem i to chyba bezpowrotnie, to samo z Lubą, i z Darią, chociaż do końca tego nie ogarniam, i z Barbarą, nawet z Julienem! Wszyscy wszystkich unikają, to jest jakieś wariactwo! Walentyna prawie przypłaciła swój proces życiem, nie wiadomo kiedy z Tomem tu wrócą, a pod ich nieobecność, Yagudin podejmuje coraz dziwniejsze decyzje i teraz się nawet boję, że Tatiana Iwanowna nie może wiele zdziałać...
-Z Darią? Myślałem, że w tym wszystkim przynajmniej wy dwoje trzymacie się razem...
-Nie wiem, bo coś dziwnego się stało... To znaczy, ona przez to wszystko jest roztrzęsiona i... zresztą nic dziwnego. Tak naprawdę wydaje mi się teraz, że będzie lepiej, jak ona wróci do Moskwy. Ale jak jej to powiedziałem, to domyślasz się, co było! A nawet Barbara z Darią... - nie dokończył, tylko skrzywił się boleśnie.
-Co się stało?
-Dasza powiedziała jej, że... możemy zawsze uciec we trójkę do Władywostoku, jak Ilia - Paweł syknął, wiedział, że to mogło się dobrze nie skończyć - W ogóle Barbara Władimirowna... świetnie udaje przed Joubertem, że wszystko gra, rzuciła się w wir pracy, a sama... tego ci nawet nie mogę powiedzieć! Wszystko jest tak podszyte sekretami i niedomówieniami...
-Mnie też zastanawiało, co oznacza fakt, że sama wtedy nie wypełniła wtedy rezygnacji, chociaż pierwsza poszła rozmawiać z prezesem...
-Aha, no tak. Jeszcze to. Widzisz? Ta lista nie ma końca! - spojrzał na niego - Ale ty... wiesz dlaczego? Wy...
-My? - zdumiał się Paweł - Ja z Barbarą Władimirowną od kilku dni nawet nie rozmawiałem...
-Świetnie... Co ja mam zrobić? - załamał ręce.
-Sonny... nie oczekuj jakiegoś cudu, że ktoś się zjawi z nieba i wszystko naprawi. Nawet, jeśli to miałaby być Walentyna z Japonii. Po prostu trzeba zakasać rękawy i jakoś wszystko po kolei ponaprawiać. Zacznij od czegoś łatwego, na przykład od Juliena. Wtajemnicz lady Barfied, może uda się wam coś sobie powyjaśniać z Daszą.
-Ale po co? Jak to się zaraz wszystko i tak rozleci? - jęknął znowu.
-Oj, przynajmniej się rozleci na ładne kawałki - odparł trener juniorów, kładąc rękę na jego ramieniu. Sonny popatrzył w jego szare oczy i zrobiło mu się lepiej. Miał dziwną ochotę się do niego przytulić, ale się ostatecznie powstrzymał. Teraz był pewien, że dzieciaki muszą go uwielbiać.
-Wiesz... jak ja mam się zająć tym nastolatkiem, to muszę potrenować sam. To znaczy właśnie o to chodzi, że nie mogę sam... A Barbara spotyka się wieczorem z Sinead, Tatianą i Joubertem na jakiejś naradzie wojennej w sprawie Gerarda i Ether...
-Nie ma sprawy, chętnie ci potowarzyszę, chociaż pewnie nie będę w stanie nic ci podpowiedzieć - rozłożył ręce, uśmiechając się.
-Dzięki... - Santino wstał od stołu. Pawła naprawdę cieszył jego odzyskany entuzjazm - Najlepiej będzie po ciszy nocnej na arenie!

~

Ostatnie sekundy finału solistów na mistrzostwach świata w Los Angeles 2023. Kamera przenosi się z czekającego w napięciu na swoje noty Ilię Igłowa na korytarz, gdzie równie niecierpliwie oczekiwał ich Santino, który w tym momencie był na pierwszym miejscu, po spektakularnym zwycięstwie nad Michałem Wrońskim, polskim mistrzem świata. Obaj pretendenci do złota są prawie w identycznym wieku, na tapecie tego wieczoru ten sam kompozytor - Hans Zimmer, nawet ich kostiumy niewiele się różnią - Ilia, którego program ułożony był do ścieżki z ''Sherlocka Holmesa 2'', jest elegancki w dziewiętnastowiecznym londyńskim stylu, Santino przebrany z Arthura z ''Incepcji''... Ale tylko jeden może być mistrzem. Pokazują się noty za technikę. Są gorsze, niż Sonny'ego. Jest jasne, że najlepszy skoczek na świecie, którego dziś przy histerycznym aplauzie wspierały wszystkie ściany lodowej areny, z nawiązką odrabia straty po shorcie. Program mistrza Europy był bezbłędny, ale poczwórny rittberger robi swoje w punktacji... Fiodor Wierchowieński kiwa głową, spodziewali się tego. Po sekundzie noty za prezentację sumują się na ekranach z wszystkimi pozostałymi i pokazuje się miejsce. Ryk na trybunach. Pierwszy. To był najbardziej emocjonujący finał od lat. Srebrny chłopiec uśmiecha się smutno, ale razem z całą publicznością bije brawo nowemu mistrzowi świata, nawet gdy jego trener, Evan Lysacek, krzywi się z niesmakiem i odchodzi. Tymczasem w kiss&cry, Ilia chwyta dłoń Barbary i przyciska do ust. Dopiero potem pozwala sobie na skoki z radości i machanie do fanów. Podzieleni tym werdyktem amerykańscy komentatorzy kłócą się w studio...
-Mam szczerą nadzieję, że oglądasz to tylko po to, żeby zobaczyć jeszcze raz, jak skopał mi tyłek... - powiedział Sonny do Juliena, który wpatrzony w plazmę nie zauważył nawet jego wejścia. Ale coś mu podpowiadało, że Francuz tylko na to czekał. Aż ktoś go przyłapie na świetlicy za pięć minut do ciszy nocnej na kontemplowaniu przeszłości, która była w ośrodku niemal zakazana. I bardzo denerwowała jego ojca. Julien nie odpowiedział.
-Przepraszam za wczoraj... - powiedział, zbliżając się.
-Spoko, - odparł solista, koncentrując na nim swoje spojrzenie - nie płakałem całą noc w poduszkę...
-Jeśli już mówimy o poduszkach, to zaraz się zacznie cisza nocna - zauważył spokojnie. Julien błyskawicznie pośpieszył z ripostą.
-No co ty?! Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka?...
-Nie, boję się tylko, że zaraz zaciągnie cię tam Władca Ciemności - odbił piłeczkę. Sam był zdziwiony, że nie dał się jeszcze wyprowadzić z równowagi. Jakby słowa Pawła, że to będzie najłatwiejsze, były samosprawdzającą się przepowiednią.
-Mój ojciec pewnie jest jeszcze zajęty Szerewiczową... - mruknął ze znaczącym spojrzeniem. Wyraźnie mówił o czymś więcej niż tylko o spotkaniu trenerów.
-Julien... - westchnął Santino. Poziom absurdu był tego wieczora oszałamiający.
-Myślisz, że znowu go trzasnęła w twarz? A wracając do poduszek...
-Przestań, - przerwał mu - mnie się robi niedobrze, a to twój ojciec!
-Jesteś zazdrosny? - Joubert zmierzył go wzrokiem.
-O twojego ojca? - zadrwił w odpowiedzi - Szalenie! Ach, gdyby tylko nie był żonaty...
-Teraz to mnie się robi niedobrze... Idę spać - powiedział i wstał.
-Dobra myśl. Ale najpierw posłuchaj: jeśli ty będziesz tego typu brednie plótł przy niej, a zwłaszcza jeśli będziesz uparcie wracał do tematu Ilii... - skinął w stronę plazmy - to ona się zemści na tobie. Tak, że nie będziesz nawet wiedział, kiedy. Wiem, co mówię, naprawdę. Żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pią 9:02, 08 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 22:03, 12 Lip 2011    Temat postu:

__227__
- Poszłabym sobie do onsenu - mruknęła cicho Walentyna do Mame-san, jakby bała się, że Tom usłyszy to na drugim końcu Tokio i wparuje do jej pokoju hotelowego z wrzaskiem absolutnie zakazującycm gorących kąpieli, bo się wykrwawi. Co wcale nie było dalekie od prawdy, ale Walentynę męczyła już ta nadopiekuńczość spowodowana zboczeniem lekarskim Toma. Mame-san domyślała się tego, ale tylko uśmiechnęła się wdzęcznie zapewniajac, że na pewno nie raz będzie dane jej skosztować kąpieli w gorących źrółach, gdy rana się zagoi.
- Zrozum go, zależy mu na tobie i martwi się na swój sposób - dodała Japonka.
- Zależy? Pfff...
- Gdyby nie to, nie oddałby ci swojej krwi.
- Nie musiał - Walentyna machnęła ręką.
- Musiał... - Mame-san zawiesiał głos. - To ty nic nie wiesz?
- Niby co mam wiedzieć? - Walentyna spojrzała znad czarki zielonej herbaty na gejszę bez makijażu i w codziennym kimonie.
- Ja nie mogę ci tego powiedzieć... Porozmawiaj z Tomem - Mame-san wycofała się ze swojej wypowiedzi i pospiesznie wypiła zawartość swojej czarki z lekkim siorbnięciem. Walentyna nie pytała o więcej.
~
- Przyniosłem Ci mochi i wagashi, takie, jak lubisz! - Tom wpadł do pokoju walentyny z promiennym uśmiechem, wymachuąc torbami z domu towarowego Takashimaya i stawiajac przed nią pieczołowicie zapakowane torebeczki skrywające jedne z najdroższych słodyczy. - Niełatwo było je znaleźć, zwłaszcza bez tłumacza.
- Wypuść mnie to będziesz go miał - stwierdziła chłodno.
- Jeśli będziesz chciała, żebym jeszcze ci coś kupił, to mów... Moze zapytam mecenasa, chociaż on chyba ma przeze mnie teraz przerąbane - zachichotał.
- Tom, o co chodzi z tą krwią? - spytała nagle.
- Jaką krwią?
- Twoją krwią.
- Z moją krwią wszystko w porządku. A z twoją? Rana nie przecieka?
- Nie wkurzaj mnie, wiesz o czym mówię - rzekła rozrywając małe pudełeczko z ciasteczkiem w kształcie zielonego listka z nadzieniem ze słodkiej fasolki.
- O czym? - spytał podejrzewając, że zanosi się na trudną rozmowę.
- No właśnie się ciebie pytam! - traciła cierpliwość. Tom ewidentnie unikał odpowiedzi.
- Wal, nie ma o czym mówić, oddałem krew, bo brakowało twojej grupy, ale to naprawdę nic takiego. Każdy zrobiłby to samo - przekonywał.
- Więc czemu mecenas dwoi się i troi, żeby ci nie odebrali prawa do wykonywania zawodu? - spytała świdrując go wzrokiem.
Tom westchnął.
- Bo przetaczałem ją jednoczesnie przeprowadzajac zabieg... - odpowiedział cicho.
Walentyna nabrała powietrza, jakby miała za chwilę wybuchnąć i zamarła na kilka długich sekund, ale zaraz wypuściła powietrze i oparła czoło na rące.
- A podobno to ja jestem nie odpowiedzialna i o siebie nie dbam...
Zapadła niezrećzna cisza.
- Jeśli Japończycy stwierdzą, że złamałeś ich reguły na tyle, że odbiorą ci licencję, to cię zamorduję - rzekła.
- Ośrodek zostanie bez najlepszego specjalisty - wyrecytował, jakby czytał w jej myślach. - Ale wtedy mnie to nie obchodziło. Chciałem, żebyś żyła. Przykro mi.
- Może byłoby lepiej, gdybym dołączyła do Yujiego... - wyszeptała.
Tom drgnął.
- Nie - rzekł stanowczo. - Nie zgadzam się. Nie możesz wiecznie żyć przeszłością, Wal! - podszedł do niej i usiadł obok. - Nie możesz ciągle o nim myśleć! Kochałaś go, ale już go nie ma! Nie, nie każe ci o nim zapominać - dodał, widząc, że chce mu przerwać. - Ale nie możesz ciągle się tym katować! Dlaczego nie widzisz, że są osoby żyjące, którym na tobie zależy! Które... Które poświęcą nawet własną krew i karierę i wszystko, żebyś żyła!!!
Walentynę zatkało. Siedziała tuż przed nim otwierając i zamykajac usta jak karp wyciągnięty z wody.
- Jasne, ale ja dla ciebie będę "tylko" przyjacielem - dokończył. - Niech tak będzie. Nie będę się więcej narzucał... - wstał i skierował się do drzwi. - Przypominam, że jakbyś coś chciała, to daj znać i pójdę na zakupy... - dokończył i wyszedł zamykajac za sobą drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Nie 0:53, 24 Lip 2011    Temat postu:

Czy cisza wywołana jest natłokiem rzeczy obiektywnych, czy wynika z miejsca, w którym jesteśmy w fabule?

Bo jak coś to zawsze można zacząć komplikować z jakiejś innej fajniejszej strony, a sprawę konfliktu wszystkich z wszystkimi zakończyć paradą na cześć Amaterasu...
(Sonny ratuje życie Daszy, Tom cudem wyrywa go z uścisku śmierci, Walentyna postanawia za to urodzić mu trójkę dzieci, Yagudin płacze ze szczęścia, Barbara mdleje, Paweł robi jej usta-usta, Luba dostaje pulitzera, Lucy Oscara, Charlie wygrywa mistrzostwa świata, Julien wychodzi za Justina Biebera... Cool )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 13:37, 28 Lip 2011    Temat postu:

Ok, po pierwsze przepraszam, że tak długo nie pisałam. Po drugie postanowiłam pociągnąć wątek ciąży Sinead. Fragment nie jest długi, ale jest Smile

__228__

Spotkanie Jouberta seniora, Barbary Władimirowny i Sinead przeciągnęło się dość długo. Brian zdawał się skupiać na rzeczach najmniej we wszystkim istotnych. Na przykład na tym, że Ether powinna już rozpocząć procedurę zmiany obywatelstwa na francuskie, żeby nie było później problemów ze startem na igrzyskach olimpijskich.
- Co ma w tej chwili piernik do wiatraka? - zapytała ze złością Sinead - Po pierwsze jest jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić czy oni w ogóle będą razem jeździć, a ty już chcesz, żeby moja córka zmieniała obywatelstwo? Zupełnie nie rozumiem twoich priorytetów.
- Uważam, że takie rzeczy trzeba ustalić wcześniej. Bo po co marnować czas i energię, jeżeli później, z powodu jakichś patriotycznych bredni, twoja córka stwierdzi, że nie chce reprezentować Francji?
- A może to Gerard zechce zmienić obywatelstwo na brytyjskie? - wtrąciła się Barbara
- Po moim trupie. - stwierdził jedynie Joubert
- A pytałeś go o zdanie? - zaciekawiła się Sinead
- Albo Gerard będzie jeździł dla Francji, albo dla nikogo! - rzekł zimno Brian
- I kto tu ma na względzie "patriotyczne brednie"? Nie jesteś ani Gerardem, ani Albanem, żeby o tym decydować. - zauważyła Barbara - A teraz bardzo was proszę, żebyśmy przeszli do meritum naszego spotkania. Uważam, że Ether i Gerard rokują nieźle, ale jeszcze długa droga przed nimi. Oboje są niezłymi solistami, więc chwilowo nie musimy się martwić o elementy solowe. Zrobili też duże postępy w piruetach parowych i w miarę pewnie wykonują najprostsze podnoszenia. Poważnym problemem pozostają wyrzucane skoki i twist. Myślę, że w tym sezonie jeszcze nie...
Gdy Barbara mówiła, Sinead mrucząc pod nosem jakieś niewyraźnie "przepraszam" nagle wybiegła z pokoju.
-...wystartują. - dokończyła Szerewiczowa i zdumiona zapatrzyła się na drzwi. - Co jej się stało? - zapytała Jouberta, ale ten był tak samo zdumiony zachowaniem Sinead jak ona. - Pójdę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. - westchnęła i poszła za Sinead.
Znalazła ją w łazience. Stała przy umywalce i przemywała usta wodą. Gdy Barbara weszła, słychać jeszcze było szum spuszczonej w sedesie wody.
- Dobrze się czujesz? - zapytała z troską
- Tak. - odparła Sinead - Wszystko gra.
- Jakoś na to nie wygląda... - westchnęła Barbara
- To naprawdę nic takiego. - zapewniła Sinead i uśmiechnęła się niewyraźnie
Szerewiczowa przyjrzała się jej z uwagą, a potem także się uśmiechnęła.
- Kochana, to, że ciąża to nie choroba, to wiem, ale nie określiłabym jej jako "nic takiego".
- Aż tak widać? - zmartwiła się Sinead
- Faceci nie zauważą jeszcze przez jakiś czas. - uspokoiła ją - Ale prędzej czy później nawet oni się zorientują.
- Wiem. Nie chciałabym tylko, żeby cały ośrodek o tym gadał, gdy ja jeszcze nie powiedziałam o tym mężowi.
- Rozumiem.
- Na razie wie tylko Lucy. No i teraz ty.
- Możesz być pewna, że nikomu nie powiem.
- Dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piscess
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: ul. Możajska

PostWysłany: Czw 23:04, 28 Lip 2011    Temat postu:

Ja oczywiście długo Silenced ale trochę uspokajam pana prezesa (jeszcze mu ciśnienie skoczy od wiecznego stresu, staruszkowi...) żebyśmy mogli spokojnie doczekać powrotu Walentyny i Toma... (229... okrągłe części zbliżają się... Wink )


__229__
Sonny jęknął cicho, siadając przy stole.
-Wszystkie siniaki... w różnych miejscach... to tym razem w ogóle nie moja wina! - ogłosiła Luba, nalewając sobie kawy. Barbara uśmiechnęła się, przyglądając się poobijanemu współpracownikowi.
-Miałem trening z Pawłem - wyjaśnił Santino - Ale skoczyłem poczwórnego. Dwa razy! - wyszczerzył zęby.
-Zuch chłopak! - ucieszyła się. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale Sonny szybko jej przerwał pytaniem o wczorajsze spotkanie. Cały wieczór oprócz skoków spędzili z Pawłem, rozmawiając. Głównie o niej. Nie mógł wrócić do tego bez uczucia, że ją co nieco oszukuje. Barbara tymczasem zamiast streścić mu decyzje, jakie mieli wczoraj podjąć z trenerami, tylko machnęła ręką.
-Póki Francuzi tu są, będą razem trenować. Musimy ich nauczyć jeszcze wielu elementów.
-No ale... - zaczął, gdy ciąg dalszy nie następował - Gdzie będą trenować? Tu czy Poitiers? Co z tym sezonem? Co z wyborem reprezentacji?
-Zadajesz za trudne pytania...
-Mam dla ciebie jeszcze trudniejsze - odpowiedział - Co z Daszą?

~

-Można dołączyć? - zapytał Yagudin, wchodząc do gabinetu Lucy, gdy sesja z Daszą miała się zacząć za kilka minut. Było jasne, jakiej odpowiedzi oczekiwał. Pani psycholog podniosła się z fotela.
-To zależy od Daszy - powiedziała stanowczo.
-Daria? - ojciec spojrzał na nią wyczekująco. Szesnastolatka skurczyła się na kanapie.
-Przepraszam, ale będziesz musiał poczekać na zewnątrz. Takie są zasady - dodała chłodno Lucy. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale po chwili pan prezes opuścił gabinet.
-Czy chcesz, żeby twój tata był obecny podczas naszej sesji? - zapytała dziewczynę.
-Tak - odparła po chwili.
-Na pewno? Pamiętaj, to jest twoja decyzja. Masz prawo odmówić.
-Ale... przecież on tu nie przyszedł posiedzieć. Przyszedł, bo mu coś znowu do głowy strzeliło... To już wolę, żeby mówił przy pani... - wyjaśniła, wyłamując palce.
-Może masz rację - Barfield podniosła się, żeby otworzyć drzwi - Ale pamiętaj, że jeśli będziesz chciała porozmawiać tylko ze mną, to możesz przyjść w każdym momencie, tak?
Łyżwiarka pokiwała głową. Po chwili dołączył do nich Alexei.
-Czy mogę wiedzieć, dlaczego postanowiłeś tu przyjść? - zaczęła spokojnie Lucy, gdy usiedli.
-Obawiam się, że jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy z moją córką... - odpowiedział patrząc na nią, a Daria dalej wyłamywała palce, chociaż nie miała pojęcia, o co tym razem mogło mu chodzić.
-Mianowicie?
-Odbyłem dzisiaj bardzo interesujące rozmowy zarówno z mamą, jak i Brianem Joubertem. Brian powiedział, że jeśli jednak zwolnię Santino, on zrozumie moją decyzję, bo jakby sam miał córkę, która trochę za bardzo klei się do swojego młodego trenera... powtarzam: ''klei się''. Czy możesz mi to wyjaśnić?
Daria nie odpowiedziała w pierwszym momencie.
-Czy sądzisz, że Brian sobie to sam wymyślił?
Lucy pomyślała, że wie bardzo dobrze, kto to wymyślił. Czego jak czego, ale przebiegłości Julienowi nie można było odmówić...
-Ponadto - kontynuował Yagudin - twoja mama przekazała mi opinię Sonny'ego co do twojego wyjazdu. Czy to oznacza, że i on tak myśli, i w związku z tym uważa, że nie powinniście pracować razem?
-Dlaczego mama ci to powiedziała?! - oburzyła się dziewczyna.
-Szczerze, to to jest jedyny powód, dla którego rozmawiam teraz z tobą, a nie z nim i to przez kraty aresztu!
-Jeśli ktoś się ''klei'' do Sonny'ego to chyba syn Jouberta! Pewnie sądzi, że jak nastawi cię przeciw niemu, to go sobie zabiorą do Francji! - wybuchła Daria.
-Nie gadaj bzdur! - krzyknął jej ojciec.
-Bzdurą jest to, że to ja się w nim zakochałam! To by była najbardziej freudowska rzecz na świecie! On jest zupełnie taki, jak ty... jest mistrzem, miał wypadek i... i... chce mojego dobra! A ty go dręczysz! - łzy pociekły po jej twarzy, ale nie odwróciła od ojca swojego wściekłego spojrzenia.
Dorośli zaniemówili wobec tak postanowionej sprawy.

-Przesadziłeś, nie sądzisz? - powiedziała pani psycholog, gdy rozmawiali później w cztery oczy. Zastanawiała się czy nie powtórzyć tego samego później Julienowi - Jedno takie zdanie może zakończyć czyjąś karierę trenerską. Na zawsze.
-Myślisz, że to naprawdę jest absurdalne oskarżenie? Jakbyś miała popatrzeć psychologicznie?
-Alexei'u Konstantinowiczu - westchnęła. Nie miała zamiaru ''patrzeć psychologicznie'', przez co Alexei rozumiał zapewne zdradzanie powierzonych jej sekretów. Ale mogła mu zwrócić uwagę na coś, co już wiedział - Z kim, według twej najlepszej wiedzy, sypia Santino?
-Eee... - zdumiał się prezes - Z Lubą Sergiejewną... Ale sam fakt, że jest w związku, przecież nie wyklucza...
-Ale chyba wyraźnie wskazuje, jakich kobiet szuka Sonny? - zasugerowała łagodnie - Raczej nie szesnastolatek...
Nie mógł nie przyznać jej racji.

~

Yagudin wrócił do swojego gabinetu, gdzie czekała na niego inna niespodzianka. Barbara i Santino.
-Czy możemy porozmawiać? - zapytała Barbara.
-Nie mam teraz czasu... - wymigał się. Jego mózg miał wystarczająco dużo do przetrawienia. Stanął przy oknie.
-Krótko - obiecała - Nie wiem, czy pamiętasz ze swoich czasów, jak ważny jest okres przygotowań, w którym stawia się program - Alexei pamiętał dziesięciogodzinne treningi z Tatianą, ale nie odpowiedział. Patrzył na odległe kontury Archangielska - Gdy rozpętało się to całe... zamieszanie, byliśmy z Daszą właśnie w tym momencie. Nie ma paniki, bo można nadgonić, ale nie mogę czekać dłużej z tym pytaniem. Czy ja mam jej układać ten program do Vivaldiego? Czy Sonny ma z nią trenować?
-Wiemy - dodał Sonny, bo trwała cisza - że powiedziałeś, że nie podejmiesz decyzji, póki Walentyna nie wydobrzeje i nie wróci. Ale powiedz nam chociaż na teraz. Co mamy robić?
Yagudin wciąż milczał, nie odwracając się w stronę trenerów. Wreszcie westchnął i odpowiedział cicho:
-Pracujcie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Czw 23:05, 28 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Valka
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Nie 22:04, 31 Lip 2011    Temat postu:

__230__
Od ostatniej ostrej wymiany zdań między Walentyną i Tomem minęło już trochę czasu. Oboje ograniczyli się do rozmowy tylko, gdy to było niezbędne. Walentyna nie komentowała decyzji Toma, wyglądała jakby miała wyrzuty sumienia, stała się małomówna i przestała prosić o wypuszczenie z pokoju hotelowego. Tom nadal był miły, przynosił wszystko, co chciała, a nawet to, o co nie prosiła, ale wiedział, że sprawiłoby jej przyjemność, ale wyczuwała od niego lekki chłód. Była jak w złotej klatce, którą traktuje się jak księżniczkę, ale z czasem zaczęło jej brakować prawdziwej bliskości. Nawet Mame-san mimo swoich starań niewiele mogła zdziałać, zresztą musiała wracać do Kioto.
- Tom, kiedy wrócimy do Archangielska? - spytała którego ranka, gdy jak zwykle przyszedł obejrzeć jej ranę i zmienić opatrunek.
- Myślę, że wkrótce. Rana ładnie się goi, ale wciąż musisz uważać - odpowiedział, jak zwykle.
- A dokładniej? Chciałabym już wrócić...
- Może nawet za kilka dni? Zobaczymy - odpowiedział, nakleił nowy, duży plaster i zaczął zbierać apteczkę nie patrząc jej w oczy. - Ach, jeszcze jedno. Japońscy lekarze nie wniosą na mnie skargi. Nie musisz się martwić, że odbiorą mi licencję.
- To dobrze - odetchnęła.
Zapadła cisza. Oboje patrzyli na swoje kolana, jakby w tej chwili to były najbardziej fascynujące punkty.
- To ja... - odezwał się Tom. - Już pójdę. Jeśli chcesz, żebym ci coś kupił...
- Nie nie trzeba - odpowiedziała podnosząc na chwilę wzrok. Ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, a potem znów opuścili głowy.
Miała nadzieję, że w końcu Tom powie jej coś miłego, przytuli, albo pogłaszcze po plecach i powie, że niedługo wszystko wróci do normy. Ale nie zrobił tego. Wstał jak zwykle, pożegnał się chłodno i wyszedł. Walentyna ukryła twarz w dłoniach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ghanima
Champion
Champion



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Pon 11:05, 01 Sie 2011    Temat postu:

__231__

Wychodząc z pokoju Walentyny Tom, omal nie zderzył się z Chrisem.
- Tom - prawnik wyraźnie ucieszył się na jego widok - Miałem nadzieję, że cię zastanę u Walentyny.
- O co chodzi?
- Ponieważ sprawa została, mam nadzieję ostatecznie, zamknięta, chciałbym was oboje poinformować, że dziś po południu wylatuję do Archangielska. I tak na dniach będę musiał pojechać znów do Anglii pozamykać wszystkie sprawy związane z kancelarią, a chcę jeszcze spędzić trochę czasu z rodziną... W związku z tym, jeżeli nie jestem wam już tu potrzebny...
- Jasne Chris, nie ma sprawy. - odparł Tom
Chris podziękował i już miał zapukać do drzwi Walentyny, kiedy Tom delikatnie go powstrzymał
- Obawiam się, że w tym momencie nie jest to najlepszy pomysł - powiedział
- Rozumiem. Przekażesz jej, że wyjeżdżam? I pożegnasz ją ode mnie? - upewnił się Barfield
- Jasne. Pewnie za jakiś tydzień zobaczymy się w ośrodku. - zapewnił Tom
- No właśnie nie jestem pewny, kiedy będę musiał być w Londynie...
- No tak... - zamyślił się Tom - Tak czy inaczej... do zobaczenia.
- Trzymaj się Tom - rzekł Chris i uścisnąwszy mu dłoń oddalił się
Tom oparł się o ścianę i jeszcze raz zerknął na drzwi prowadzące do pokoju Walentyny. Może jednak powinien do niej wrócić?

~

- Mamo, czy ty się dobrze czujesz? - zapytała Carrie, kiedy blada jak ściana Sinead usiadła przy stoliku.
Amanda i Ethan podnieśli głowy znad swoich talerzy z jajecznicą, by zerknąć na Sinead, ale nic nie powiedzieli.
- Jestem po prostu zmęczona. - westchnęła pani Kerr-Hobbs-Barfield i sięgnęła po menu
- To ta wczorajsza rozmowa? - próbowała zgadnąć Carrie
- Nawet mi o niej nie przypominaj. - mruknęła jej matka, a potem dodała - Mandy, mogłabyś zamówić mi pełne angielskie śniadanie?
- Ale ty nigdy nie jadasz... - zaczęła marudzić Amanda
- Dzisiaj zjem. - przerwała jej Sinead, więc dziewczyna nie mówiąc nic więcej wstała od stolika i podeszła do bufetu
- Możesz mi wyjaśnić co właściwie się z tobą dzieje? - Carrie była coraz bardziej zaniepokojona
- Nic złego... mam nadzieję.
- Nie no... - zdenerwowała się Carrie - Wiesz co? Ty naprawdę jesteś mistrzynią w denerwowaniu ludzi! Mówisz takie rzeczy specjalnie, żeby się wszyscy o ciebie martwili?
- Nie. Nie robię tego specjalnie. Po prostu nie wiem jak mam wam powiedzieć... Chris wraca za kilka godzin... usiądziemy wszyscy razem i porozmawiamy...
- Jezu... Ty jesteś w ciąży! - Carrie miała taką minę jakby właśnie dostąpiła oświecenia
- Nie zaprzeczę. - westchnęła Sinead - Byłabym ci jednak wdzięczna, gdybyś nie rozgłaszała tego na prawo i lewo. Ethan - tu zwróciła się do bratanka - ciebie też to dotyczy. Nikomu ani słowa!
- Jasne. - westchnął chłopak i tak niespecjalnie zainteresowany całą sprawą. - A tak w ogóle - dodał zmieniając temat - to wybraliśmy z Mandy muzykę do tańca oryginalnego.
- Jaką?
- Ponieważ musimy wybrać coś hiszpańskiego, połączymy Habanerę z opery Carmen z Bolerem Ravela. Wszystko w aranżacji techno.* - oznajmił
- Po moim trupie.
- Dlaczego?
- Bo nie wyobrażam sobie jak można tańczyć tango i paso-doble do techno. Poza tym takie zestawienie musi brzmieć naprawdę okropnie.
- Ale przynajmniej jest oryginalnie...
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że znaczenie pojęcia "taniec oryginalny" jest nieco inne?
W tym momencie wróciła Amanda i postawiwszy talerz przed Sinead powiedziała do Ethana
- Mówiłam ci, że się nie zgodzi.
- Musiałem spróbować.

__________
* Nie mam na myśli żadnej konkretnej aranżacji tego typu, tak mi po prostu przyszło do głowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yagudinish Threads Strona Główna -> Art Works Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 17 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin