|
Yagudinish Threads Alexei Yagudin & Stuff
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Pon 14:16, 01 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
__232__
Korzystając z tego, że Barbara znikła na chwilę, żeby założyć łyżwy, a Brian dyskutował o czymś z Santino, Daria wprowadziła znaczące zmiany do choreografii. Ponieważ na tafli minutę temu pojawił się Julien Joubert, zamiast ćwiczyć zadaną ścieżkę, z pasją wykonała swoje ulubione kroki po prostej, które raczej nieprzypadkowo były też sportowym podpisem jej ojca z olimpijskiego programu zatytułowanego ''Zima''.
-Na co się gapisz? - zapytał Julien, przy którym się zatrzymała.
-To ty się gapisz - odparła z wyższością.
-Autografy po treningu - syknął.
-O, a którą paraolimpiadę wygrałeś? - zakpiła z czarującym uśmiechem.
Ich rozmowę przeciął gwizd, jakby Brian Joubert był trenerem piłkarskim, a nie łyżwiarstwa figurowego. Na migi pokazał swojemu synowi, że ma się rozgrzewać, nie konwersować.
Barbara demonstrowała znaczną podzielność uwagi, nadzorując obie choreografie, a łączeniu ścieżek z najazdami i skokami, przyglądał się Sonny.
-To musi być wyżej! Hmm.. trzeba się będzie - nabrała oddechu - rozciągnąć!
-O, nie... - jęknął Julien, widząc jej uśmiech - Sonny, ratunku...
-Witaj w piekle - powiedział specjalista z grobową powagą.
-No co ty, Sonny? Źle wspominasz nasze zajęcia na sali dekadę temu? - zamrugała oczami. Westchnął.
-Na osłodę tych cotygodniowych inkwizytorskich przesłuchań - tu Barbara prychnęła - wybieraliśmy muzykę filmową.
-A ty cytowałeś z pamięci wszystkie dialogi, najczęściej z ''Lawrence of Arabia'': To boli! Na czym polega trick?
-Trick polega na tym, żeby się nie przejmować, że boli - bezbłędnie dokończył chłopak.
-Dasza, musisz być dokładniejsza! - krzyknęła w stronę jeżdżącej dziewczyny Szerewiczowa. Już miała się oddalić w jej kierunku, kiedy przy bandzie zjawił się Paweł, który przed chwilą zwrócił Cody'ego prawowitemu właścicielowi.
-Czy możemy porozmawiać, Barbaro Władimirowno? - zapytał.
-Ustaw się w kolejce - zaśmiał się Yagudin, podnosząc się z trybun. Nikt nie wiedział, od kiedy tam siedział - Po tym treningu chcę was widzieć na zebraniu kadry w sprawie nowych podopiecznych - zakomunikował. Podwładni pokiwali głowami.
Po kilkunastu minutach Barbara przekazała starych podopiecznych Sonny'emu, a sama zeszła na chwilę z lodu. Santino popatrzył, jak siada obok Pawła, a potem obiecał sobie, że przestanie się gapić.
-Przepraszam, - zaczęła - przez to całe zamieszanie...
-Chciałem porozmawiać, bo Lara prosiła mnie, żebym zapytał panią... Ona prowadzi dla dzieciaków zajęcia z przygotowania baletowego, i chciała się skonsultować, może żeby pani przyszła na którąś lekcję. Ja wiem, że pani ma mnóstwo pracy...
-Ależ nie, chętnie zajrzę tam, sprawdzę sobie w grafiku i postaram się być, nie ma problemu - uśmiechnęła się. W końcu przez ostatnie pięć lat zajmowała się głównie tym, w Kaliningradzie.
-Jeśli już o grafiku mowa, to widziałem, że zajęcia z Ether i Gerardem będą się odbywać regularnie...
-No, zobaczymy... Bo tak naprawdę to mam złe przeczucia. I dotyczą one nie łyżwiarzy, a... nas - westchnęła - Ale to, co naprawdę powinniśmy zrobić, to potańczyć!
-Ale...
-Proszę się nie martwić, czas się znajdzie na pewno. Poza tym trzeba zaprosić w końcu też Lubą Sergiejewnę.
Fakt, że Sonny i Lubow zeszli razem na śniadanie, świadczył wyraźnie o tym, że się pogodzili, więc jadą razem na galę, więc muszą doszlifować walca. Żadne z nich nie wiedziało, że Luba przeprosiła Sonny'ego za wszystko i użyła wszystkich sztuczek, bo miała jeden wyraźny cel: żeby pojechał do Petersburga. Choćby na ten jeden dzień.
-Oczywiście - odparł. Tak naprawdę nie mógł się doczekać. Barbara wstała, żeby wrócić do treningu, ale odwróciła się w ostatnim momencie.
-Aha, i zapomniałam panu podziękować, że się pan zajął Sonnym wczoraj. Zależy mi, żeby ktoś nad nim czuwał...
-Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział, chwytając jej dłoń i całując delikatnie - Do zobaczenia.
-Na zebraniu! - jęknęła. Paweł pokiwał głową. Podzielał jej entuzjazm...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Pon 14:22, 01 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pon 18:50, 01 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
__233__
Tom jednak nie wrócił do pokoju walentyny po spotkaniu z Chrisem. Właściwie nie wrócił do późnego wieczora. Walentyna, która nie specjalnie przejmowała się tym, co Tom robi, gdy go nie ma, zaczęła się niepokoić tuż po zapadnięciu zmroku. Czuła się lepiej sama, ale przyzwyczaiła się, że Tom wpada co najmniej dwa razy w cągu dnia zmienić i skontrolować opatrunek i żeby zapytać, albo przynieść jej słodycze czy jakiś drobiazg.
Wypiła którąś z kolei czarkę zielonej, niezbyt gorącej herbaty po kolacji przyniesionej przez obsługę hotelową, gdy rozległo się nerwowe pukanie do drzwi. Za progiem stało kilka pudeł zapakowanych w kolorowe papiery do pakowania prezentów. Pudła przemówiły głosem Toma;
- Może mnie wpuścisz? Trochę to ciężkie.
Bez słowa przepuściła go. Wszedł lekko zdyszany i z ulgą położył wszystkie pudła na stole omal nie strącając jej laptopa, przed którym spędzała niemal cały czas.
- Gdzieś ty był? - spytała starając się, aby nie zabrzmaiło to tak, jakby się martwiła.
- Byłem w Kioto - wyjaśnił wciąż dysząc.
- ???
- Pojechałem Shinkansenem! - wyjaśnił z uśmiechem. - I kupiłem ci kilka prezentów! Mame-san mi pomogła, bo sam nie potrafiłbym... - zaczął niepewnie i wskazał gestem, żeby wypakowała największe, płaskie pudełko.
- Kimono! - krzyknęła na widok jasnego jedwabiu.
- Podoba ci się?
- Jest piękne, ale... to wszystko musiało być okropnie drogie! - westchnęła na widok kilku innych pudełek, w których z pewnością były różne dodatki.
- To taki prezent... Za to, że nie możesz wychodzić... No i w ogóle - Tom zaczął trochę nieskładnie. - Wiem, że zawsze o tym marzyłaś...
- Miałam kiedyś kilka kimon, ale... - miała powiedzieć "miałam, gdy byłam z Yujim, ale po jego śmierci się ich pozbyłam", ale od pamiętnej rozmowy wolała nie poruszać tematu Yujiego. Zaczynała przyznawać rację Tomowi, że lepiej przestać do tego wracać. Dodała tylko - Dziękuję.
- To ja już pójdę... Muszę pogadać z Barbarą i Yagudinem o nowych podopiecznych i o sprawach w ośrodku...
- Ja też chcę! - rzekła pani prezes stanowczo.
- Jest późno, może odpoczniesz...
- Po czym? Po siedzeniu na tyłku cały dzień - mruknęła. Tom westchnął. Mógł się spodziewać, że te wszystkie prezenty nie wynagrodzą Walentynie wolności.
- No dobrze, niech będzie wspólna konferencja na skype... - zgodził się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 17:31, 05 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
__234__
- Barbaro...
- Tak, Sinead?
- Mogłabyś zerknąć na tę listę?
- A co to jest? - zaciekawiła się Szerewiczowa
- To są muzyczne propozycje Mandy i Ethana do ich tańca oryginalnego na nadchodzący sezon.
- Do tego tańca, który nie istnieje? - upewniła się choreografka
- W rzeczy samej. Jak wiesz, mają to być rytmy hiszpańskie... a oni sobie wymyślają nie wiadomo co...
- "Habanera" w aranżacji techno? - Szerewiczowa przeczytała pozycję ze szczytu listy - Hmm... może to brzmieć interesująco.
- Ale raczej mało hiszpańsko obawiam się...
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Chcę wiedzieć, czy to dzieciaki przesadzają, czy może ja jestem nienormalna, że się na to nie zgadzam... i... gdybyś mogła pogadać z nimi i wybrać coś sensownego? Coś co będzie im odpowiadać i nie pokaleczy uszu sędziom? Ostatnio nie mam siły, żeby z nimi dyskutować...
- No dobrze... postaram się coś wymyślić.
- Nie oczekuję, że ułożysz im od razu całą choreografię... - zaznaczyła szybko Sinead - po prostu chciałabym, żeby wreszcie się na coś zdecydowali, a nie chcę, też, żeby odebrali to jako narzucone z góry...
- W porządku.
- Dziękuję.
~
- Ether! - Zawołała Lucy za przebiegającą przez korytarz dziewczyną. - Czy ty nie powinnaś mieć w tej chwili treningu? - zapytała, kiedy panna Hobbs zatrzymała się prawie wpadając przy tym na ścianę
- Zasadniczo powinnam. - odparła
- To czemu zamiast być na lodowisku biegasz jak szalona po korytarzu?
- Byłam u Gerarda. - wyjaśniła - Nie pojawił się na lodowisku, więc monsieur Joubert kazał mi go zawołać.
- I co? Gdzie on jest? - Im bardziej Lucy przyglądała się Ether, tym bardziej nie było obok niej Francuza
- Zaraz przyjdzie. Szukał łyżew. Nie mógł ich znaleźć... ktoś musiał mu je ukraść. - powiedziała zdyszana Ether
- Jak to, ukraść?
- Nie wiem jak. Po prostu ich nie ma.
- A nie zostawił ich wczoraj w szatni? - Lucy starała się myśleć racjonalnie
- On nigdy nie zostawia niczego w szatni. A już szczególnie łyżew. - Ether powiedziała to takim tonem, jakby nie było niczego bardziej oczywistego pod słońcem
- A może ktoś schował mu je dla żartu?
- Kto niby? - zdziwiła się łyżwiarka - Julien?
Lucy pomyślała, że wcale by jej to nie zdziwiło, ale nie powiedziała tego na głos. Zamiast tego rzekła:
- Nie wiem. Powiedzieliście już komuś, że te łyżwy zginęły?
- Właśnie biegłam z powrotem na lodowisko, żeby powiedzieć monsieur Joubertowi.
- Rozumiem. - westchnęła Lucy - Mam nadzieję, że to nie żaden kolejny, niezdiagnozowany psychotyk...* - mruknęła pod nosem, a głośno powiedziała - Idź wobec tego, tylko uważaj na schodach...
~
Chris zjawił się w ośrodku na dwie godziny przed zebraniem kadry i od razu udał się do apartamentu swojej żony. Drzwi były otwarte, ale w pokoju nie było nikogo. Z łazienki dobiegał szum wody.
- Sinead! - zawołał
Nie było odpowiedzi. Chris doszedł do wniosku, że jego małżonka nie słyszy go ponieważ bierze prysznic, ale trochę zdziwiło go to, że wybrała sobie na to akurat ten moment. Przecież wiedziała, o której miał przyjechać. Zwykle kiedy wracał ze służbowych podróży witała go w drzwiach i miała w zanadrzu coś specjalnego... Nie chodziło o to, że oczekiwał od niej hucznych powitań... po prostu była to część ich wspólnego życia. Sinead zawsze sama z siebie potrafiła sprawić, że każdy powrót do domu po dłuższej niż dwa dni nieobecności, stawał się czymś absolutnie wyjątkowym. Chris zapukał do drzwi łazienki i zapytał:
- Kochanie, dobrze się czujesz?
Kiedy znowu nie odpowiedziała postanowił wejść do środka. Chwilę później dzwonił już do skrzydła szpitalnego...**
____
* Lucy nie ma na myśli Briana (chociaż może powinna) tylko potencjalnego złodzieja łyżew
** Sinead zemdlała pod prysznicem, ale zasadniczo nic jej nie jest, więc jakby co to jej nie uśmiercajcie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Pią 17:38, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Pią 22:39, 05 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Ech, psychotycy, motorniczy...
__235__
-Jak trening Gerarda i Ether? - zapytała słabym głosem Sinead.
-Dobrze, dobrze... - odparła Barbara, siedząca przy jej łóżku.
-A jakbym nie była w ciąży i w skrzydle szpitalnym, to co byś odpowiedziała? - przyjrzała się współpracowniczce.
-To samo - uśmiechnęła się - Gerard nie znalazł łyżew, więc kazałam im iść na salę. Myślę, że pożytecznie spędziliśmy czas.
-Jak to nie znalazł?!
-Oj, znajdą się, znajdą. Po prostu musiałam szybko podjąć decyzję, która by uchroniła ten ośrodek przed przekonaniem się, że Francja naprawdę jest potęgą nuklearną...
-Na samą myśl, że trzeba się będzie znowu naradzić z Joubertem, mam ochotę zostać tutaj aż do rozwiązania... - ukryła twarz w dłoniach na chwilę.
-Mnie to mówisz? - wywróciła oczami choreograf.
-No, a jak to spotkanie dotyczące nowych podopiecznych?
-Do końca nie wiem, bo wyszłam w trakcie. Ale ty nie będziesz miała więcej pracy - zapewniła ją Szerewiczowa.
-Chyba mi nie powiesz, że odmówiliście komuś w moim imieniu? - oburzyła się.
-Sinead. Ty musisz teraz odpoczywać. I tak masz mnóstwo na głowie z córkami... Przecież nie możemy pozwolić, żeby coś ci się stało...
Chciała w pierwszej chwili zaprotestować, ale położyła dłoń na swoim brzuchu i po chwili przytaknęła.
-Wiem, że na pewno doktor Tom będzie miał pełne ręce roboty, stał się ulubionym lekarzem Azji... Wyszłam w momencie, w którym Lucy miała zdecydować, czy parze sportowej może pomóc terapia dla par, czy coś takiego. Przyjeżdża też więcej Amerykanów...
W tym momencie do salki szpitalnej wszedł wielki kosz róż. A za koszem szedł Chris. Barbara postanowiła zostawić małżonków samych. Poszła przygotować się do treningu z Julienem.
~
Był wieczór. Brian Joubert był niezadowolony. Szarpał się z własnym telefonem, prowadził zmierzającą donikąd dyskusję z Codym na temat zawartości jego talerza i powoli tracił resztki cierpliwości.
-Santino? - odezwał się do chłopaka, który rozmawiał po polsku z Pawłem trochę dalej przy tym samym stole - Bądź tak miły i poproś mojego syna na kolację. Nie odbiera telefonu...
-Jasne - odparł Sonny, wstając od stołu. I tak mieli zamiar poczekać z Pawłem na Barbarę.
Drzwi do pokoju Francuza były uchylone. Sonny zapukał, zawołał, a nie otrzymawszy odpowiedzi, ostrożnie wszedł do środka, czując się jak bohater prawdziwego horroru. Omal nie wpadł w sprytnie zastawioną pułapkę... a konkretniej prawie potknął się o jego torbę z łyżwami. Drzwi do sypialni były otwarte na oścież. Dotarło do niego, co stało się po dzisiejszym treningu. Julien wrócił do pokoju, zostawił torbę na środku, nie zamknął nawet drzwi i natychmiast rzucił się na łóżko, ledwie ściągając po drodze buty. Teraz spał. Sonny przyglądał mu się tylko przez chwilę, a potem wyszedł i cicho zamknął za sobą drzwi. Uśmiechnął się, myśląc, że przecież go ostrzegał. Bardzo poważnie go ostrzegał...
Tymczasem Paweł udał się na poszukiwanie Barbary. Znalazł ją dopiero na sali baletowej, siedzącą pod ścianą. Zapukał w futrynę.
-Dobry wieczór - powiedziała - Wydawało mi się, że miałam pomysł na ścieżkę elementów łączących, ale nie mogę jej wydobyć teraz... - szepnęła, jakby usprawiedliwiając się - Czy Sonny chce dziś poskakać?
-Szczerze mówiąc, nie wiem. Pewnie okaże się po kolacji. Dołączy pani do nas?
-Nie, dziękuję. Nie jestem głodna - odparła. Paweł usiadł tuż obok niej.
-Czy coś się stało? - zapytał.
-Santino rozmawiał dzisiaj z Daszą. O tym, że być może rzeczywiście będzie musiała się przenieść do Moskwy. Starał się jej wytłumaczyć, że to nie będzie koniec świata. Tłumaczył jej, że on zmieniał trenerów, co chwila, bo się przeprowadzali z kraju do kraju...
-Sądzi pani, że Yagudin nie wycofa się ze swojej decyzji?
-Wiadomo, że jest uparty... I tak naprawdę nie okaże się, dopóki nie wróci Walentyna... Ale moim zdaniem Dasza raczej zostanie... - spojrzał na nią zaciekawiony - Chodzi o to, że z trzech ważnych ośrodków, które są w Moskwie, Alexei wybrał Butyrską i Klimkina. Czyli takich ludzi, na których można machnąć ręką w ostatnim momencie. Może to był podświadomy wybór, ale gdyby obiecał córkę Żulinowi, albo Nikołajewej, bardziej bym się martwiła...
-To co panią trapi? - zapytał. W końcu jeśli tak to widziała, nie było powodów do siedzenia samemu po ciemku i odmawiania kolacji.
-Santino - szepnęła - Jego podejście. On twierdzi, że życie od zawsze go uczyło, żeby nie przywiązywał się do miejsc i do ludzi. Nawet jeśli to jego trenerzy, jego kraj, jego kobiety, jego rodzice... a teraz podopieczni. Nawet jeśli Dasza wyjedzie, przyjmie to z takim gorzkim ''oczywiście, jak zwykle''. A ja... Wiem, że jest już dorosłym mężczyzną, ale w takich chwilach wciąż widzę w nim dziecko... To głupie.
-To nie jest głupie - odpowiedział - Wiem, że zależy pani, żeby oszczędzić mu cierpienia... Pozostaje mieć nadzieję, że pani przypuszczenia się sprawdzą.
-Zobaczymy. Chyba, że Alexei ma jakiś bardzo ważny powód, dla którego nie widzi swojego dziecka u spadkobierczyni Tarasowej...
-Może widzi, że to pani jest prawdziwą spadkobierczynią Tarasowej? - uśmiechnął się.
-Znowu pan zaczyna?! - zaśmiała się. Byli już w drodze na stołówkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 11:15, 06 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Wto 20:48, 16 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Gabi?..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 12:37, 18 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Oj, zapomniało mi się, że moja kolej
Wakacje, tracę rachubę czasu...
__236__
Następnego dnia po konferencji Tom zwyczajowo przyszedł do pokoju Walentyny towarzyszyć jej przy obiedzie i jak zwykle przyniósł misternie zapakowaną torebeczkę ze słodyczami, co pani prezes skomentowała, że jeśli tak dalej będzie się "leczyć" to przytyje dwa razy tyle, ile waży.Telekonferencja z poprzedniego dnia przyniosła wiele nowych wieści, zwłaszcza o nowych podopiecznych, ale też wprowadziła wątpliwości. Oboje postanowili przedyskutować to w jednej z okolicznych japońskich knajpek.
- Wreszcie trochę wolności - stwierdziła pani prezes biorąc pałeczkami soczysty kawałeczek mięsa z paleniska wbudowanego w niski stolik i maczając go w sosie.
- To, że pozwoliłem ci opuścić hotel nie znaczy, że masz szaleć - zastrzegł surowym tonem doktor Loranty grożąc jej kawałkiem smażonego boczku na swoich pałeczkach.
Walentyna odpowiedziała zdawkowo jakimś nieokreślonym dźwiękiem gdy przeżuwała i połykała kawałek kurczaka.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała, gdy kurczak z głośnym przełknięciem wylądował w żołądku.
- Sam nie wiem... Martwię się o Sinead, poza tym jeden z pierwszych podopiecznych przyjeżdża już za dwa dni i powinienem być w ośrodku, a z drugiej strony nie chcę cię zostawiać tutaj samej - odpowiedział patrząc jej w oczy.
- O mnie się nie przejmuj, potrafię sobie tutaj świetnie radzić - zapewniła sięgając po kolejny kawałek mięsa.
- I właśnie to mnie martwi - uśmiechnął się. - Musiałbym cię chyba przykuć do łóżka - zachichotał.
- Santino sprzedał ci ten rodzaj "troski"? - wypaliła maczając soczystą wołowinę w soku z cytryny.
Tom zamrugał zdziwiony tym komentarzem, po czym chrząknął i zmienił temat pytając, czy może zjeść kolejny kawałeczek kurczaka, który zdążył się przypiec na palenisku. Walentyna wrzuciła na ruszt kolejną porcję plasterków mięsa, a sama zajęła się się serkiem tofu na ciepło i przez chwilę jedli w milczeniu.
- Poszłabym na spacer - rzekła z nutą nadzieji, gdy skończyli posiłek. Tom spojrzał na nią, jakby miał w oczach promienie rentgena i system komputerowy zdolny obliczyć wzystkie za i przeciw na podstawie skanowania jej kondycji.
- No dobrze - odpowiedział po dłuższej chwili.
Po krótkiej podróży taksówką znaleźli się w jednym z dużych kompleksów świątynnnych oddzielonych od ruchliwych ulic ogromnym parkiem. Przy głównej alei rosły ogromne drzewa cedrowe.
- Ładnie tu - rzekł zachwycony Tom.
- Gdybyś mnie wypuszczał częściej, to mogłabym cię zabrać w różne ciekawe miejsca.
- Ty znowu swoje - roześmiał się.
Zwiedzili świątynię, porobili kilka zdjęć jak typowi turyści, kupili sobie amulety i wróżby (- Co tu jest napisane? - Nie chcesz wiedzieć...), po czym usiedli przy niewielkim sklepiku z pamiątkami rozkoszując się ryżowymi ciasteczkami i butelkowaną herbatą matcha.
- Gorąco - stwierdziła Walentyna rozkłładajac swój nowy, kupiony w sklepiku z pamiątkami wachlarz i zupełnie bezwiednie oparła się o ramię Toma wachlując spoconą twarz. Tomowi też zrobiło się gorąco, ale z innego powodu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 22:31, 26 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
_237_
Lucy nie mogła tej nocy zasnąć. Wieczorem w swojej poczcie znalazła list od Tony'ego, którego wcale nie chciała dostawać. Pytał jak się czuje Charlie, przepraszał ją po raz nie wiedzieć już który, za wszystkie kłopoty, jakie jej sprawił i prosił, by do niego napisała. To był już kolejny niemal identyczny list, który Lucy pozostawiła bez odpowiedzi. Wiedziała jednak, że nie może wiecznie ignorować ojca własnego dziecka. Za dwa, czy trzy lata Tony wyjdzie z więzienia i wtedy nie będzie już tak łatwo trzymać się od niego z daleka... Uzmysłowiła sobie, że jest tchórzem i że najchętniej znów by uciekła. Tak jak uciekła najpierw od ojca, później od Carla Greena, od Lambiela i wreszcie od Moore'a. Ale ile można uciekać? I dokąd?
Kiedy wreszcie zasnęła, przyśnili się jej; Anthony Moore, Stephane Lambiel i Carl Green, a każdy z nich miał jej coś do zarzucenia. "Zdradziłaś mnie!" krzyczał Moore, "Porzuciłaś!" dodawał Green. Lambiel tylko płakał i to było w tym wszystkim najgorsze, więc Lucy bardzo szybko obudziła się zlana potem. Już jakiś czas temu przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie zwiąże się z żadnym mężczyzną i żadnemu mężczyźnie nie zaufa. Tych trzech chciała wymazać ze swojego życia raz na zawsze, ale nie mogła. Nie mogła się ich pozbyć nawet ze swojej głowy...
~
Wbrew wyraźnym zaleceniom lekarza, nakazującym jej odpoczynek, Sinead już z samego rana pojawiła się na lodowisku. Amanda i Ethan właśnie się rozgrzewali. Barbara stała za bandą i przyglądała się im z niesłabnącym zainteresowaniem. Wszystko dlatego, że pan Kerr i panna Barfield odkąd tylko pojawili się na tafli kilkanaście minut wcześniej, nie przestawali się na siebie wydzierać.
- Oni tak zawsze? - zapytała Szerewiczowa, gdy tylko Sinead stanęła obok niej
- Zawsze. - padła odpowiedź - Wiem, że to zasadniczo nie jest normalne, ale oni najwyraźniej inaczej nie potrafią.
- Co na to Lucy?
- Lucy uznała, że nieustanne kłótnie to dla nich rodzaj rutyny, "wypracowanej", jeśli tak to można określić, przez lata wspólnych treningów i bez tego się gubią. - wyjaśniła Sinead, a widząc niedowierzanie na twarzy Barbary, kontynuowała - To znaczy, Lucy jest daleka od twierdzenia, że to jest normalne tak w ogóle. Po prostu nikt nie zwrócił na to uwagi wystarczająco wcześnie i to stało się normalne dla nich. O dziwo całkiem nieźle w ten sposób funkcjonują. Kiedy zasugerowaliśmy im zmianę partnerów, żadne z nich nie chciało o tym słyszeć. Jeżeli rozmawia się z nimi osobno, to jedno o drugim wyraża się w samych superlatywach.
- Cóż... widziałam już pary, które się kłóciły, ale ci dwoje... robią coś, co przechodzi ludzkie pojęcie.
- Wiem. Lucy powiedziała, że można próbować ich zmienić, co prawdopodobnie zepsułoby im ze dwa sezony startów, bo potrzeba sporo czasu na wypracowanie rutyny alternatywnej, albo się do tego przyzwyczaić. Ja wybrałam to drugie. Nie wiem czy słusznie.
- A ty nie powinnaś przypadkiem leżeć? - zainteresowała się Barbara zmieniając temat
- Nie leżeć, tylko odpoczywać. - sprostowała Sinead - Wyspałam się, jestem wypoczęta, a jak się znów zmęczę, to się położę. Słowo.
- Czy mnie się wydaje, czy ten ośrodek zatrudnia samych pracoholików? - zapytała Barbara wzdychając
- Nie wiem, musisz poprosić Lucy o diagnozę, jeżeli naprawdę cię to interesuje. - roześmiała się Sinead - Powiedz mi lepiej, czy coś ustaliliście w sprawie muzyki do tańca oryginalnego...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Pią 22:36, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Sob 15:20, 27 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Raz, dwa, trzy za siebie! Dołączam do klubu mgr czy to znaczy, że czas na orgie, kgb i zjawiska paranormalne w kolejnych częściach?...
_238_
-Powiedz mi lepiej, czy coś ustaliliście w sprawie muzyki do tańca oryginalnego...
-Rozmawialiśmy o tym, przekopaliśmy moje pliki i teraz... się o to kłócą - wyjaśniła, rozkładając ręce.
-Zawsze jakiś postęp... - uśmiechnęła się Sinead, ale jej uśmiech trwał tylko kilka sekund, bo wtem Brian wyrósł spod ziemi i po minie można było pomyśleć, że wraca z samego piekła.
-Fantastycznie! - rozpoczął - Wiedziałem, że ten cudowny pomysł z rozciąganiem tak właśnie się skończy! Prze ból w mięśniach mój syn będzie miał przerwę w treningach! Tylko tego mi brakowało!
-W których mięśniach? - zaciekawiła się Szerwiczowa, zaplatając ręce.
-Czworogłowy uda!
-Halo? To chyba najzwyklejsze przeforsowanie przez rittbergera! - krzyknęła Sinead - Zapewniam, że pomysły związane z poczwórnym są fantastyczniejsze niż rozciąganie! I to nie jest jej wina!
-Spokojnie... - choreograf dotknęła współpracowniczki, która teraz sama zastanawiała się, skąd wziął się u niej ten wybuch. Briana na chwilę zatkało - Jutro wraca doktor Loranty, jestem pewna, że zajmie się Julienem z uwagą. Być może nawet do tego czasu pański syn...
-Do tego czasu mój syn nie będzie robił szpagatów, salt, hołubców, rachunków sumienia, ani żadnych innych bzdur, które są mu całkowicie zbędne!...
~
-On robi to specjalnie - Sonny skarżył się Lucy przy obiedzie - jakby chciał ich skłócić! A przecież jeśli oni będą sobie skakać do gardeł, Joubert wróci do Poitiers i na tym się skończy! To bez sensu!
-Wydaje mi się, że Julien od początku traktował Barbarę jako antidotum na swojego ojca. W końcu we Francji nikt mu się nie śmie postawić, tu też jest gościem specjalnej troski, a ona... sam wiesz. A teraz się okazuje, że obydwoje są wymagający, zgadzają się w pewnych kwestiach, zresztą taka jest treść zawartego między nimi kontraktu, a Barbara w dodatku wykazuje dziwnie anielską cierpliwość. Jego wizja legła w gruzach...
-Ale przecież musi mu się dać to wytłumaczyć! - krzyknął. Lucy spojrzała na niego z powątpiewaniem.
-Przecież próbowałeś go z tym skonfrontować? - zapytała. Przytaknął - I co powiedział?
-Te same bzdury co zwykle! Że Barbara nie da się wyprowadzić z równowagi, dopóki ktoś nie wspomni o Ilii, bo... jej mąż był mistrzem zen! Że nie może pozwolić, żeby się zjednoczyli w znęcaniu nad nim, a może w ogóle to oni ze sobą na pewno sypiają... - w tym momencie specjalista, świadomie lub nie, manifestacyjnie odsunął od siebie talerz z jedzeniem na znak obrzydzenia - Dasz wiarę? On powinien pisać powieści sensacyjne!
-Zaproponuj mu to - odparła pani psycholog, mieszając herbatę - A jak wasze relacje? Jeśli mogę zapytać...
-Niby dobrze do momentu, w którym znowu nie zrobi się... dziwnie. Na szczęście on ma teraz mniej wolnego czasu, żeby go spędzać uganiając się za mną! Ja też mam pełno pracy, a jeszcze przecież dołączą nowe zlecenia...
~
-Witamy w skromnych progach - Yagduin przepuścił gościa w drzwiach do sali konferencyjnej, gdzie czekały na niego Barbara i Lucy. Pan prezes powitał go osobiście. Był tego wart. Wszyscy przywitali się, powtarzając, że w tym towarzystwie nikogo nikomu nie trzeba przedstawiać. Po czym młody Amerykanin usiadł po drugiej stronie stołu, żeby wyjaśnić, czego oczekuje po wizycie w Archangielsku.
-To proste. Gdy wróciliśmy do ośrodka, mój trener zapytał mnie, co dalej. A ja nie wiem, co dalej... Moi poprzednicy zwykle w tym momencie kończyli kariery... Liczę, że pani pomoże mi wpaść na jakiś trop - spojrzał na Lucy. Nie wyglądał na zagubionego. Firmowy uśmiech nie znikł z jego twarzy. - W międzyczasie mój agent zaklepał mi miejsce w rewii, dlatego poprosiłem też prezesa Yagudina o pomoc choreografa. Potrzebuję naprawdę porażającego programu...
-W końcu bycie mistrzem olimpijskim zobowiązuje - skomentowała Barbara z uśmiechem.
-Widzę, że się rozumiemy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 0:03, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
__239__
- Wal, pamiętaj, żeby brać te leki, które ci przepisałem - powiedział Tom składając swoje koszule i wkładając je trochę nerwowo do walizki.
- OK - odpowiedziała siedząc na skraju jego łóżka zawalonego całą zawartością szafy i dwa razy większą ilością panmiątek.
- Rana ładnie się goi, ale nadal trzeba zmieniać opatrunek, dasz sobie radę?
- Oczywiście.
- I pamiętaj, żeby się nie forsować! Możesz wychodzić, ale uważaj!
- Jasne... - Walentyna przewróciła oczami.
- I unikaj gorąca! Tutejsza pogoda jest straszna!
- Tom! Za kilka dni wracam do ośrodka! Co mi się może stać w tym czasie? - roześmiała się słuchając jego uwag.
- Nooo, wszystko! - powiedział zupełnie poważnie. - Co się śmiejesz? - oburzył się.
- Przepraszam - zachichotała. - Wiem, wiem, martwisz się, ale zapewniam cię, że wszystko będzie ok. No chyba, że Tokio zostanie najechane przez armię zombie samurajów ujeżdżających Godzillę.
Nie mógł się nie uśmiechnąć.
- No to do zobaczenia za kilka dni - rzekł, gdy walizka była już spakowana, a na dole czekała taksówka. Przytulił ją i dał buziaka w czoło.
- Do zobaczenia - odpowiedziała. - Będę tęsknić.
- To tylko parę dni! - uśmiechnął się.
- No właśnie! Dobra, idź już! - popchnęła go lekko w stronę drzwi lekko się rumieniąc. On także czuł się jakoś lżej niż zwykle, a przyjemne uczucie ciepła wypełniło mu żołądek.
~
Kilka godzin później był już w ośrodku ze stertą dokumentów pieczołowicie zebranych tematycznie i przyniesionych przez Kyoko.
- Widzę, że sporo mnie ominęło... - westchnął.
Jeszcze tego samego dnia w jego gabinecie zjawił się Julien domagając się natychmiastowego i profesjonalnego masażu, który tylko on, doktor Loranty mógł wykonać jako etatowy cudotwórca, Sonny przyszedł na rutynową kontrolę, a Yagudin zdążył wydać rozkaz stawienia się w naradzie bojowej kadry w celu przedyskutowania strategoo dla nowych gości. Na koniec dnia weszła Barbara z grobową miną.
- Jeszcze nie przejrzałem wszystkiego, jeśli Yagudin chce te papierki do jutra, to niestety nie dam rady - rzekł zamiast powitania.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co? - spytał zaniepokojony jej tonem.
- Właśnie oglądałam wiadomości. W Tokio było trzęsienie. Siedem i pół stopnia... Nie mogę dodzwonić się do Wal...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 10:10, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zuza, gratuluję stopnia naukowego. Jak się z nim czujesz?
_240_
Lucy siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i próbowała sklecić jakąś mającą ręce i nogi odpowiedź na list Anthony'ego. Jej kosz na śmieci był przepełniony pomiętymi kartkami papieru, które wrzucała do niego z częstotliwością dwóch na minutę. Wiedziała, że musi wreszcie coś mu napisać i że musi to być coś prawdziwego. Jeszcze raz zerknęła na list od niego. "Chciałbym cofnąć czas. - pisał - Chciałbym żyć uczciwie i być teraz wolnym człowiekiem. Znów chciałbym widywać codziennie Ciebie i Charliego. Jestem pewien, że tym razem potrafiłbym to docenić. Teraz chciałbym dać naszemu synowi swoje nazwisko, choć wiem, że nie jest już ono zbyt szanowane, więc może lepiej, że nazywa się Barfield... Wiesz o co mi chodzi. Gdybym był wolny, gdybym nie miał wyroku, publicznie uznałbym Charliego za swoje dziecko. Ale w tej sytuacji chyba przyniosłoby mu to więcej szkody niż pożytku... Tak czy inaczej, chciałbym, żebyś napisała mi co u niego... co u Was słychać. Jak sobie radzicie... Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, choć wiem, że to musi być dla Ciebie trudne. Nie umiałem tego okazać, ale zawsze byłaś dla mnie ważna. A teraz... teraz Ty i Charlie jesteście wszystkim co mam."
Lucy nie przypominała sobie, by kiedykolwiek była czymś co "ma" Anthony Moore, ale skoro tak to ujmował, to może rzeczywiście coś dla niego znaczyła. Nie to jednak było istotne. Nie zamierzała się nad nim użalać, nie zamierzała go odwiedzać w więzieniu niczym wierna żona. Nie była nią. I nigdy nie będzie. Spędzili ze sobą jedną noc, której ona nawet nie pamiętała i to nie dawało mu prawa, by traktować ją jak swoją własność. Zmienił się, to prawda, ale... przecież ona go nie kochała. Był przystojny, wysportowany i potrafił zachowywać się jak prawdziwy dżentelmen, ale przecież to nie wszystko. Zawiódł ją nie jeden i nie dwa, ale setki razy. Odłożyła długopis i odchyliła się w fotelu.
- Czy ja naprawdę właśnie w tej chwili przekonuję samą siebie, że nie kocham Antony'ego Moore'a? - zapytała z niedowierzaniem w przestrzeń pustego pokoju.
Ponownie wzięła do ręki długopis i zapisawszy kilka zdawkowych zdań o tym, że u nich wszystko w porządku, że Charlie jest zdrowy i szczęśliwy, że świetnie sobie radzi na lodowisku, włożyła kartkę do koperty. Po namyśle dołączyła kilka zdjęć małego, zrobionych w czasie treningu i zakleiła kopertę.
Kiedy zeszła na lodowisko, dzieciaki właśnie kończyły trening.
- Charlie! - zawołała do synka - Zmień szybko buty, pójdziemy na spacer.
- Dokąd się pani wybiera? - zapytał Paweł Żarski
- Na pocztę. - odparła i wskazała trzymaną w dłoni kopertę
- No proszę - uśmiechnął się trener - A ja myślałem, że w dzisiejszych czasach pocztą wysyła się tylko rachunki i pisma urzędowe, a i to coraz rzadziej.
- W niektórych miejscach, niektóre osoby nie mają dostępu do poczty elektronicznej. - odparła
- Z pewnością.
- A jak sobie radzi Charlie? - zapytała zmieniając temat Lucy
- Bardzo dobrze. Ma talent. - odparł
- Cieszę się.
W tym momencie podbiegł do nich Charlie, już w butach.
- Idziemy, mamo? - zapytał
- Tak, kochanie, idziemy. Do widzenia, panie Pawle
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Nie 20:55, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 12:27, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Yyy, nie wiem, co powiedzieć... To mi kompletnie rozwaliło zamysł, nie chciałam, żeby Tom wyznawał swoje uczucia teraz i w taki sposób...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 18:23, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
No dobra, to co mam zrobić?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 19:14, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Możesz oczywiscie pisac cokolwiek, ale relację Walentyna-Tom wolałabym zostawić sobie. Tym bardziej, że Walentynę już raz o mało nie zabili nie wspominajac o innych wariacjach i taka "pierdoła" jak trzęsienie raczej nie rozwiązałoby Tomowi języka w rozdzierajacym wyznaniu nawet gdyby się zawaliło całe Tokio .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 19:18, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Dobrze, mam skasować całą ich rozmowę, czy tylko zmienić ostatnią wypowiedź Toma?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 19:36, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Całą rozmowę onegai shimasu ^^;.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Nie 20:58, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Wobec tego załatwione.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Nie 22:02, 28 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Widzę, że zawirowania. Ale Gabi, możesz już teraz dopisać, co tylko chcesz moja część niewiele wnosi, ale kokodżambo i do przodu
A, i dzięki, Monika. Czuję się źle! Poczucie, że się starzeję, nie wygrałam jeszcze olimpiady w SLC i moje życie nie ma sensu, się potęguje. Czas nagli i nie ma już wymówek...
_241_
-Tatoooo....
-Tak, Cody?
-Możemy pójść potem pojeździć na łyżwach?
Brian przyjrzał się swojemu synowi, jakby zastanawiając się, czy to nie klon podrzucony przez kosmitów. Takie pytanie malec zadał mu po raz pierwszy. Nie żeby wcześniej protestował, albo żeby mu to nie sprawiało radości, kiedy już ojciec dostarczył go na taflę, ale... to był przełom.
-Świetnie, twoja mama na pewno powie, że zrobili ci tu lobotomię - powiedział Julien, smarując bułkę masłem.
-Lobotomię! - wykrzyknął uradowany chłopczyk. Joubert posłał swojemu pierworodnemu karcące spojrzenie.
-Po pierwsze najpierw skończ śniadanie - odpowiedział Cody'emu - Poza tym nie wiem, czy pan Paweł będzie miał czas dzisiaj...
-Ale ja chcę z tobą! - zaprotestowało dziecko - I z Julienem!
~
Sonny pchnął uchylone drzwi.
-Można? - zapytał nieśmiało, zaglądając.
-Chodźcie, chodźcie - powiedziała Barbara, wychodząc z łazienki - Przepraszam, jestem prawie gotowa.
Weszli do środka. Paweł spojrzał na nią, na jej dopiero co wysuszone włosy, rozsypane jak u gwiazdy filmowej, i chociaż po sekundzie zebrała je i spięła w kok, on wiedział, że już zawsze będzie ją taką pamiętał.
Zeszli na dół, gdzie czekała na nich Luba.
-Nie ma to jak od czasu do czasu wbić się w normalny stanik, co? - przywitała ją dziennikarka. Sonny, który nie do końca zrozumiał, co powiedziała, spojrzał na Pawła, który był dziwnie zajęty kontemplowaniem elewacji ośrodka - W ogóle powinnaś częściej chodzić w cywilu...
-Taa, a Julien powinien częściej symulować urazy, żebym miała wolne - odparła - O, jest Lucy i Sinead.
Cała grupa wybrała się na zakupy. Lubow miała już sukienkę na galę dziennikarzy. Wczoraj zaprezentowała się w swojej bardzo małej czarnej Sonny'emu. Teraz potrzebowała butów i dodatków, a Sonny potrzebował... wszystkiego. Wiedziała, że bez wsparcia się nie obejdzie, a komu jej ukochany bardziej ufał niż dwóm współpracownikom. Santino od razu zgodził się na ten pomysł, wiedząc, że spokojnie pogada sobie z Pawłem, gdy kobiety będą przymierzać stosy szpilek, a jak wszyscy skończą mu doradzać co do muszki i używać magicznych zaklęć w stylu ''taliowana koszula'', on namówi Lubą na poszukiwania nowego kompletu bielizny i w ten sposób zostawi Barbarę i Pawła samych. Chociaż w ich ostatniej rozmowie podczas nocnego treningu, Paweł zapewnił go, że z wiekiem nauczył się cierpliwości i mógłby z tego planu nie być do końca zadowolony. Wiedząc, że opuszczenie ośrodka wszystkim wyjdzie na dobre, Barbara wyciągnęła też Lucy i Sinead. I tak znaleźli się w ogromnym domu handlowym.
~
-Na pewno coś o tym napiszę, bo to jest super ciekawe! Pan Paweł rozmawia z Sonnym po polsku, a z Barbarą po rosyjsku, ale jak jesteście wszyscy w trójkę, to przechodzicie na angielski! Mogę wam zdradzić w tajemnicy, że ktoś z Francji wpadnie niedługo wypytać Juliena o Archangielsk, już jego ojciec się o to postarał. A w ogóle to przyjazd Kevina jest hitem! Cały świat czeka na jego decyzję, co dalej!
-Czemu patrzysz na mnie? - zapytała rozbawiona Lucy, wycierając buzię Charliego serwetką - musisz się jego o to spytać!
-Sama przyjemność porozmawiać sobie z mistrzem wszechświata... - sarknął Santino. Paweł spojrzał na niego. W końcu Kevin był w USA noszony na rękach dokładnie za to, co Sonny'emu przeszło tuż przed nosem ledwie cztery lata temu. Fakt, że łyżwiarze nigdy się nawet nie spotkali, nie miał tutaj właściwie nic do rzeczy.
-Jesteś słodki, jak jesteś zazdrosny! - Luba cmoknęła go w policzek.
-Nie jestem!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Wto 11:32, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
__242__
Gdy cała grupa wróciła do ośrodka obładowana papierowymi torbami z logami najlepszych sklepów, z czego najwięcej niósł Sonny (a Luba szła dumnie przed nim z małą torebeczką), Tom wyszedł z korytarza do skrzydła szpitalnego złorzecząc do telefonu i wyłączając go z taką złością, że omal nie zrobił w nim dziury palcem.
- Tom, wszystko ok? - spytała Lucy, biorąc Charliego na ręce.
- Nie rozumiem, jak możecie być tak spokojni, gdy w Tokio było trzęsienie! Chodzicie sobie na zakupy, świetnie się bawicie, jakby nic się nie stało! - krzyknął z wyrzutem patrząc na nich.
- Tom, przecież nic się nie stało, zawaliło się tylko parę starych domków - rzekł spokojnie Paweł.
- Nie mogę dodzwonić się do Walentyny od wczoraj. Mecenas nic nie wie, zresztą jego biuro ucierpiało i remont po tamtym włamaniu trzeba robić od nowa. Właśnie próbowałem dodzwonić się do ambasady, ale tam zatrudnili jakąś idiotkę, która nawet nie zna angielskiego - głos mu drżał.
Wszyscy spojrzeli po sobie nie wiedząc co powiedzieć. Luba już wcześniej uruchomiła swoje kontakty i przekazała, że trzęsienie nie spowodowało dużych strat, było tylko trochę większe niż wstrząsy, jakie zdarzają się co miesiąc, a wiadomość o nich była jedną z tych, jakie czasem odnotowuje się w najmniejszej ramce na ostatniej stronie wiadomości ze świata. Ot, zawalił się jakiś spruchniały domek, potrzepało półkami w sklepach, wypaczyło parę okien i być może kogoś zarzuciło na ścianę w wysokim budynku, które zaczynaja się lekko kołysać, ale nie stało się nic, co zagrażałoby życiu milionów ludzi, wśród których była Walentyna. Tym bardziej wszyscy zmartwili się, że wciąż nie było z nią kontaktu.
- Proszę, weź moje rzeczy - rzekła Barbara do Pawła podając mu swoje zakupy. - Później je od ciebie wezmę. Tom, chodź, pogadamy - zwróciła się do lekarza, dając jednocześnie do zrozumienia innym, że powinni odejść. Tymczasem ona wraz Tomem doszli do jego gabinetu.
- Wiem, że mi odwala, ale... naprawdę się o nią boję... Nie powinienem wyjeżdżać - stwierdził opadajac na krzesło.
- Wiem, że Wal jest dla cienie bardzo ważna, ale nie możesz zamykać jej w złotej klatce i sprawować nad nią kontrolę - Tom otworzył usta, aby coś odpowiedzieć Barbarze, ale ta kontynuowała ze spokojem: - Gdyby komukolwiek coś się stało, już dawno byśmy wiedzieli.
- Wiem, ale... Skoro nie mogę z nią być, to chcę przynajmniej ją chronić... Czasem nawet sama o siebie nie dba - wymamrotał.
- Nie możesz robić niczego wbrew jej woli. Myślisz, że gdyby z tobą była, to byłbyś mniej upierdliwy? - Tom mimowolnie uśmiechnął się, ale zrobiło mu się głupio. Musiał przynzać rację Barbarze, że przesadza, czego dał popis w Japonii.
- Daj jej czas - dodała i wcale nie miała na myśli czasu na odpowiedź telefoniczną z Tokio.
~
Paweł otworzył drzwi swojego pokoju, a w progu stała Barbara.
- Przyszłam po odbiór swoich rzeczy - uśmiechnęła się promiennie.
- Zapraszam - odwzajemnił uśmiech i gestem zaprosił do środka. - Może skusisz się na filiżankę herbaty? Właśnie sobie parzyłem.
- Chętnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 15:16, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
_243_
- Dobrze się czujesz, Sinead? - zapytał z troską Chris
- Oczywiście. Dlaczego miałabym czuć się źle? - była wyraźnie zdziwiona
- Nie wiem... tak jakoś zmarszczyłaś brwi... jakby cię coś bolało.
- Boli mnie jak na to patrzę... - westchnęła wskazując na rozgrywającą się właśnie na tafli scenkę rodzajową z życia Amandy Barfield i Ethana Kerra.
Po ciągnących się wczoraj do późnej nocy debatach z udziałem Barbary Władimirowny, młodzi łyżwiarze wreszcie doszli do czegoś w rodzaju porozumienia. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Taniec oryginalny Mandy i Ethan mieli zatańczyć do muzyki z filmu "Maska Zorro"* i to już nie podlegało dyskusji. Aktualnie powodem do kłótni stała się konwencja planowanego występu. Amanda, oczami wyobraźni widziała już siebie w czerwonej sukni, będącej wierną kopią tej, w której Catherine Zeta-Jones tańczyła w filmie z Antonio Banderasem. Ethan wedle tej fantazji ubrany miał być na czarno, niczym prawdziwy Zorro, na co absolutnie nie chciał się zgodzić.
- Muzyka jest ok, ale nie będę robił z siebie debila przebierając się za Zorro! - wrzeszczał aktualnie do swojej partnerki - Ta postać to już przeżytek!
- Jasne! - odkrzyknęła Amanda - Ty byś wolał przebrać się za kosmitę, bo to takie "na czasie"!
Chris westchnął z nadzieją:
- Może zaraz im przejdzie.
- Och, na pewno. - Sinead machnęła ręką - Po prostu jestem tym wszystkim zmęczona i to jak się kłócą, irytuje mnie znacznie bardziej teraz, niż zanim zaszłam w ciążę.
- Może to jest dobry moment, żeby im o tym powiedzieć i zażądać zmiany ich zachowania. - zasugerował
- Może. - Sinead uśmiechnęła się do męża i pocałowała go
- Witam, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - za nimi rozległ się głos Barbary
- Nie przeszkadzasz. Cieszę się, że już jesteś. - powiedziała Sinead - Nie mogłam dzisiaj za bardzo spać i żeby nie tracić czasu postanowiłam zrobić kilka szkiców. - to mówiąc podeszła do stolika, na którym leżało kilka kartek. - To jest rysunek sekwencji kroków... a to mój nowy pomysł na podnoszenie rotacyjne. Chciałabym, żebyś powiedziała mi co o tym sądzisz.
- Miałaś się nie przepracowywać. - zauważyła surowo Barbara
- Kiedy ja czuję, że mam teraz więcej energii! Zupełnie inaczej niż przy wszystkich moich poprzednich ciążach. Może wreszcie urodzę chłopca.
- Albo dziewczynkę z ADHD - podpowiedział jej Chris na co wszyscy się roześmieli
- To nieważne na razie. - powiedziała Sinead, gdy chichot ucichł - Teraz, chcę znać opinię Barbary, o tym co wymyśliłam.
__________________________________
*Konkretnie do tego utworu http://www.youtube.com/watch?v=_XTeorQC3K0&feature=related
Zuza, jeżeli to całe rozrysowywanie kroków to bzdura z choreograficznego punktu widzenia, to mów. Napisałam tak, bo na kilku filmach o łyżwiarstwie widziałam, że trenerzy układając programy, rysowali je na papierze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 19:56, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Szczerze mówiąc, nie miałam nigdy zajęć z osobą, która nie byłaby nam w stanie czegoś pokazać osobiście, ale jak widzę niektórych trenerów łyżwiarstwa, to wydaje mi się, że szkice to ich jedyna opcja Ale to interesujące...
_244_
-Nie! - nie wytrzymała Ether, zatykając uszy - Czekajcie! To nie ma sensu!
Trenerzy, którzy towarzyszyli jej i Gerardowi na lodzie - Barbara i Brian, przestali mówić. Próbowali im wyjaśnić jeden z elementów, który wymyśliła choreografka, ale wszystko rzeczywiście tylko bardziej się gmatwało i to nawet w dwóch językach.
-Racja, - powiedziała po chwili Barbara, wymieniając spojrzenia ze stojącymi za bandą Sinead i Sonnym, który właściwie był tam najmniej potrzebny, ale jako młody trener liczył, że się czegoś nauczy - zostawmy to, wymyślę coś innego...
-Nie! - krzyknęło naraz kilka osób.
-Nie rezygnujmy, to brzmi świetnie! - krzyknęła Sinead, wyrażając właściwie myśl wszystkich.
-Pokażę wam jutro na sali, okej? - zaproponowała.
-Może spróbujmy to przejść razem, ja prawie chyba łapię, jak to ma być... - zasugerował Gerard.
-Nie ma mowy! Jeszcze się nabawisz jakiejś kontuzji... Słuchajcie, wrócimy do tego... - nie pozwolił jej dokończyć.
-Kontuzji?! Taki cherlawy nie jestem! Poza tym przecież jakoś pani pracowała z tą chińską parą! - chłopak nie dał za wygraną.
-Sto lat i sto kilo temu!
-Bzduuuura! - krzyknął zza bandy Santino, który akurat z tamtych czasów dobrze ją pamiętał.
-A ciebie kto pytał?! - zdenerwowała się. Ta rozmowa trwała za długo - Poza tym nie wygłupiajmy się, zwłaszcza, że ty ''prawie chyba wiesz''...
-Ale ja wiem na pewno - przerwał im Brian, wyciągając rękę w jej stronę.
-No chyba pan żartuje... - zatkało ją. Wszyscy patrzyli na nią, czekając na jej decyzję.
-Nie, naprawdę wiem - odparł beztrosko - Niech się pani nie boi, robię to na własną odpowiedzialność.
Westchnęła, skapitulowała i podała mu rękę. Czuła, jak cisza wokół nich gęstnieje jeszcze bardziej. Przedyskutowali jeszcze raz sekwencję tego krótkiego elementu, odkładając na bandę wierzchnie okrycia. Okrążyli taflę. Miała złe przeczucia. Rozpędzili się. Chwyciła się go mocno, odbiła od lodu. Poczuła, jak jego ręka bezbłędnie znajduje jej biodro i unosi bez wysiłku. Na sekundę zawisła w powietrzu, a po chwili już mogła wyplątać swoje dłonie z jego rąk i odetchnąć. Udało się. Nie odwzajemniła jego uśmiechu.
-Patrz na ich miny! - Brian skierował ją w stronę osłupiałych podopiecznych.
Zza bandy ktoś bił brawo. Spojrzeli. Cody. Jego ojciec roześmiał się i ukłonił teatralnie. Barbara zdrętwiała. Kto go tu przyprowadził? Oby nie Paweł. Rozejrzała się nerwowo. Julien. Też niedobrze...
-Wooohoo! - Sonny tymczasem dołączył do pięciolatka - Seniorzy: 1, dzieciaki: 0!!! - ogłosił.
-Ja ci dam ''seniorzy''! - pogroził mu rozbawiony Brian.
-Dzieciaki, nie stójcie, wasza kolej - poleciła Barbara, na powrót owijając się swetrem - Ja mam zaraz przymiarkę sztucznej szczęki i jestem umówiona na bingo...
~
-Widzimy się na treningu Sonny'ego po dziesiątej? - zapytał, myśląc o tym, jak szybko Barbara musiała uciec dziś z jego pokoju i udać się na trening.
-Nie, Pawle Piotrowiczu, Sonny wyciąga dziś doktora Toma na miasto, bo się na pewno ''stęsknił za Archangielskiem'' - mrugnęła - Sądzę, że powinien pan dołączyć do tego szczytnego przedsięwzięcia.
-Rozumiem, że chodzi o to, żeby przestał dzwonić do Tokio, napił piwa, pogadał o życiu i śmierci? Niegłupi pomysł... - musiał przyznać.
-A ja się w spokoju zastanowię nad muzyką dla Kevina...
-Pani pracuje za dużo - wyszeptał, bo byli wystarczająco blisko.
-Chyba nie będzie mi pan robił wykładów na temat mojego pracoholizmu? - spojrzała mu w oczy - To jest mój typowy wymiar godzin odkąd byłam osiemnastolatką. I przynajmniej już nie potrzebuję popijać tabletek koniakiem, żeby usnąć... - wyjaśniła, próbując się uśmiechnąć.
-Nie o to mi chodziło - odparł łagodnie, dając jej do zrozumienia, że po prostu żałował, że nie ma więcej wolnego czasu. Mógłby go wtedy sam zagospodarować. Wynaleźć nawet lepsze sposoby zasypiania niż leki od Toma lub skrajne wyczerpanie. Tak wiele myśli w ciągu sekundy przebiegło przez jej głowę, że nie wiedziała, co odpowiedzieć. Tyle czasu upłynęło od momentu, w którym wydawało jej się, że odkryli karty, że właściwie wszystko było znowu niepewne. Czy to, co działo się - a właściwie NIE działo się - między dwoma (jak ustalili) dorosłymi i niezależnymi ludźmi, można było wciąż tłumaczyć brakiem czasu i okoliczności? Przecież nie unikała go celowo... ale nawet jej to wydało się podejrzane. Wtedy do pokoju kadry wpadł Tom, i obydwoje znowu musieli zapomnieć o sobie nawzajem, żeby go skutecznie przekonać, że piwo to świetny pomysł. Brzmiało to naprawdę przekonująco z ust alkoholiczki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Piscess dnia Sob 13:52, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 20:49, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Piscess napisał: | Szczerze mówiąc, nie miałam nigdy zajęć z osobą, która nie byłaby nam w stanie czegoś pokazać osobiście, ale jak widzę niektórych trenerów łyżwiarstwa, to wydaje mi się, że szkice to ich jedyna opcja Ale to interesujące...
|
To, że Sinead rysuje, nie znaczy, że nie potrafi tego, co rysuje pokazać. Chodziło mi raczej o to, że te rysunki są formą notatek porządkujących pomysły, ale jak już wspomniałam, nie wiem, czy choreografowie tak robią. Nie widziałam nigdy procesu powstawania choreografii, a swoją wiedzę czerpię z filmów o raczej wątpliwej wiarygodności (konkretnie z pierwszej części "Cutting Edge" i z "Ice dreams").
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ghanima dnia Czw 20:50, 01 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 20:57, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Ghanima napisał: |
To, że Sinead rysuje, nie znaczy, że nie potrafi tego, co rysuje pokazać. Chodziło mi raczej o to, że te rysunki są formą notatek porządkujących pomysły, ale jak już wspomniałam, nie wiem, czy choreografowie tak robią. Nie widziałam nigdy procesu powstawania choreografii, a swoją wiedzę czerpię z filmów o raczej wątpliwej wiarygodności (konkretnie z pierwszej części "Cutting Edge" i z "Ice dreams"). |
Nie chodziło mi o to, że ona nie potrafi tego pokazać, bo to rzeczywiście brzmi dziwnie... Raczej myślę, że Sinead pięćdziesięcioletnia i w ciąży nie zaprezentuje im figur osobiście, w sensie - nie wskoczy na Gerarda, ani na nikogo (a Barbara...) więc zostają pokrętne tłumaczenia ("teraz ty tą rękę tam") i szkice. Myślę, że tak się właśnie pracuje. Podobnie Tarasowa nie wykonywała swoich elementów, ani nawet młody przecież Ingo Steuer z racji bycia facetem... (ale Płatow kroczki już tak).
p.s. Gabi - zauważyłam że w Twojej części Barbara i Paweł przeszli na sekundę na ''ty'' skandal!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghanima
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1311
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czw 21:13, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
A i taki drobiazg... Sinead nie układa programu Gerardowi i Ether, bo konkurencja par sportowych jej za bardzo nie leży. Jej szkice dotyczą programu Amandy i Ethana Zakładam jednak, że celowo przeskoczyłaś w swojej części do następnego treningu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Piscess
Champion
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: ul. Możajska
|
Wysłany: Czw 21:29, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
No tak, jasne, pomieszałam ale tak czy siak - w końcu na Ethana też musiałaby wskoczyć w podnoszeniach
Generalnie sądzę (ale raczej intuicyjnie) że szkice mają sens przy podnoszeniach właśnie, mniej w krokach jeśli chodzi o choreografię. Jeśli chodzi o porządkowanie myśli, to też mają sens. Generalnie ja miałam zawsze instruktorki (a jedna jest, myślę, około pięćdziesiątki, inna z kolei była w PIĄTYM miesiącu) których stado dwudziestolatek nie było w stanie dogonić - kondycyjnie, technicznie i jak chodzi o rozciągnięcie. Więc, zdając sobie sprawę, że większość realnych trenerów łyżwiarstwa pozostaje w 90% za bandą - Barbara (która była profesjonalną tancerką i nauczycielką tańca) jest z tych, co lubią się popisywać resztkami formy tak ją widzę przynajmniej. Ale to już na boku
A przeskoczyłam rzeczywiście celowo, bo z kolei Brian nie ma nic do Amandy i Ethana, a na nim mi w tej scenie zależało...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valka
Administrator
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1629
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Pią 14:05, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Zuza - nie dość, że na "ty" to jeszcze w jego pokoju! Co oni tam robili? Dyskutowali o wcześniejszych zakupach?
__245__
- Czemu wciąż nie ma od niej wiadomości? - jęknął po raz n-ty tego wieczoru Tom sącząc czwarte piwo i odpalając papierosa, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.
- Stary, nie dramatyzuj, brak wiadomości to dobra wiadomość! - powtórzył również po raz n-ty Santino odpowiadając na pytania retoryczne stawiane przez tego pierwszego. - Przynajmniej tak mówi Luba.
- Ty masz farta, Sonny. Luba cię uwielbia, dobrze wam razem, a ja? Stary, czterdziestoletni pryk bez perspektyw... - Tom zwiesił głowę nad prawie pustym kuflem.
- No to witaj w klubie - Paweł podniósł swój kufel i wypił z niego duży łyk.
- Przecież ty masz rodzinę!
- Ale jestem sam - rozłożył ręce. Sonny spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, ale w końcu potrząsnął głową i zanurzył usta w swoim piwie. Nastała cisza, po czym sam ją przerwał. - Nie myślcie, że między mną i Lubą też jest cudownie... Ona chce, żebym się przeniósł do Pitra, żebyśmy tam byli i pracowali razem w jednym mieście - przyznał się. - Ale na razie nie chcę o tym myśleć - odparł od razu zapobiegajac ewentualnym pytaniom, jaka byłaby jego decyzja.
Znów zapadła cisza, którą przerwał dźwięk telefonu doktora Lorantego.
~
Po kilku nieokreślonych trzaskach w słuchawce, jakby ktoś upuścił telefon Barbara usłyszała "Słucham?" Toma z lekko pijackim akcentem.
- Tom zbieraj swoje zwłoki, Walentyna przyleciała - oznajmiła. W telefonie znów usłyszała jakiś trzask, szybką odpowiedź "Już idę", jakby od razu trzeźwą i sygnał końca połączenia.
~
- Przepraszam, serwis komórkowy całkowicie padł po tym trzęsieniu. Delikatna japońska elektronika... Zamiast szukać kontaktu postanowiłam wrócić wcześniej. Mam nadzieję, że się nie wściekasz - rzekła witajac się z nim w holu.
- Nic nie mów - przytulił ją mocno.
- Tom.
- Mmmm?
- Śmierdzisz piwskiem i fajami.
- Przepraszam - uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem.
- Pójdę się rozpakować, chciałam się tylko zameldować, że jestem. Wiem, że się martwiłeś - odwzajemniła uśmiech i zniknęła w windzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|